- Dobrze, że przyłożyłaś mu tą torebką – powiedziała Anka do Matyldy.
   - A co sobie gnojek myśli, że jak kobieta ,to można jej torebkę wyrywać z rąk? – Matylda z rumieńcem na twarzy skomentowała sytuację – zapomniałam , że miałam tam ciężką książkę i dwukilogramowy odważnik.
   - Na co tobie odważnik? – zapytała Anka z rozbawieniem .
   - A potrzebny mi do przyciskania papierów na biurku, inaczej moje wspaniałe  koty je niszczą albo rozsypują . No i czego głupia się śmiejesz?- zapytała Matylda.
   - Bo przypomina mi się mina tego fagasa, gdyby wiedział jaką broń nosisz, zapewne nie odważyłby się okraść właśnie ciebie. – z przekonaniem odpowiedziała jej przyjaciółka.
   - Ty się ciesz , że na ciebie się nie rzucił – odparowała jej Matylda. 
   - Cieszę się jak cholera, jeszcze by mi płaszczyk zniszczył albo torebkę pociął? I po co mi to? To późniejsze łażenie na komendę, zeznania. Nie, to nie dla mnie. Stanowczo się sprzeciwiam .- podsumowała Anka.
   - A na mnie może się rzucać? 
   - Ty jesteś wyjątkowa. 
   - No jestem. 
   - Właśnie. Dlatego rzucił się na ciebie.
   - Pleciesz. Widziałaś jego mętny wzrok?
   - Widziałam. Pewnie jakiś menel albo inny narkoman?
   - Możliwe. Aż tak wnikliwie się mu nie przyglądałam.
   - I dobrze. Jeszcze by się w tobie zakochał? I co wtedy?
   - Problem. Mieć chłopaka złodzieja, to chyba straszne przeżycie?
   - Nie wiem, nie miałam nigdy chłopaka złodzieja.
   - To chyba dobrze?
   - Dobrze. Bardzo dobrze.
  	  Szły właśnie ulicą Krzywoustego, gdy jakiś głupek rodzaju męskiego zapragnął okraść jedną z nich. Wiadomo jednak było ,że trafi na Matyldę. Ona zawsze miała pecha. Tak przynajmniej sama uważała. Nawet gdy gotowała wodę na herbatę musiała uważać , żeby nie spalić kolejnego czajnika .A na nowej sukience zawsze lądował krem, dżem lub ciastko, które właśnie próbowała zjeść .Dobrze , że koty, których była wielką miłośniczką ,zawsze stały na straży jej równowagi psychicznej. Wystarczyło , że po nieudanym dniu , któryś z nich otarł się o nogi Matyldy lub zamruczał kołysankę do snu. I wszystko wracało do jako takiej normy.
     	 Teraz obie przyjaciółki szły w kierunku ulubionej kawiarenki, gdzie serwowano najpyszniejszy sernik w Szczecinie .W powietrzu czuć było nadchodzącą wiosnę.
    - Zobacz Aniu, wszystkie miejsca zajęte! – z rozżaleniem stwierdziła Matylda        - A ja tak potrzebuje gorącej czekolady i porządnego kawałka sernika!!!
    - Chodź, zobaczymy może znajdzie się jakieś wolne miejsce.
    - Jest! – krzyknęła Matylda.- O zobacz, tam w kącie – machnęła ręką tak szybko ,że Anka musiała odskoczyć od przyjaciółki.
    - Głupia jesteś? Uważaj co robisz i nie drzyj się tak , wszyscy na nas patrzą – Anka była podminowana.
    - Wielkie mi co , pokrzyczeć troszeczkę nie można ? Do cholery, żyjemy w wolnym kraju.   
    - Nie masz już pięciu lat ,żebyś darła pysk tak głośno w miejscu publicznym.
    - O wielkie mi co , dziecko jestem .Swoich rodziców . Dla nich zawsze będę miała  pięć lat. 
    - Skąd ja to znam, wiesz , że ostatnio mama zapytała mnie przy Wojtku czy noszę ciepłe gacie w mroźne dni?- powiedziała z dziką satysfakcja Anka.
    - Przynajmniej masz swojego Wojtusia. – z żalem stwierdziła Matylda.
    - I ty znajdziesz swojego misia do przytulania. Zobaczysz . Prędzej niż ci się wydaje. - Anka jak zawsze dopingowała swą przyjaciółkę.
    - Myślisz ,że tak łatwo znaleźć faceta , który lubi koty , okruszki w łóżku , czytanie przy jedzeniu i mojego wiecznego pecha?- wyliczała jej Matylda.
    - Siadajmy , chyba wolne .Nikogo nie ma.
    - A ta filiżanka z kawą? I niedojedzony makowiec? To co? Pewno jakaś gruba raszpla przylazła , zajęła stolik a teraz siedzi w kibelku. – stwierdziła Matylda sarkastycznie.
    - A może jakiś czarujący kawaler w wieku trzydziestu pięciu lat. – rozmarzyła się Anka .
     	  W kawiarni było sporo ludzi .O tej porze jednak,  raczej się to nie zdarzało. Pewien wpływ miała na to pogoda panująca za oknem. Dziewczyny rozejrzały się po sali.
    - Nikogo nadającego się na misia nie ma .- z żalem stwierdziła Matylda.
    - Nooooooooo. Nie ma. – przeciągle odparła Anka.
    - Jeżeli zaraz nie zjem czegoś słodkiego, to mnie tu trafi . Teraz dopiero dociera do mnie to, co ten bałwan na ulicy chciał zrobić.
			
		

