Mam 17 lat. Matkę - niewidkę. Matka tylko syna, córek nie, Jedna z nich jest wykorzystywana seksualnie przez wujka. Milczy latami, zaczyna lubieżnie żyć, wreszcie dojrzewa. Zakochuje się beznamiętnie w swojej nauczycielce pragnąc miłości i zrozumienia. Zostaje odrzucona. Pewnego dnia wykrzykuje jej (matce)co się stało - kto i kiedy skrzywdził ją. Zimna matka zabija jej uczucia. Alkohol. Dziewczyna próbuje zabić się. Nauczycielka ratuje ją. Matka twierdzi, że dziewczyna chciała zrobić jej na złość. Marta upada, cierpi, chce umrzeć. A jednak trwa. Kobiety, tylko kobiety, marzenie, pragnienie, tęsknoty. Gdzie jest ta którą kocha bez granic? Mówi jej o molestowaniu. Tym bardziej, że pedofil umarł. Alkohol. Ta odrzuca ją brutalnie zarzucając kłamstwo - boi się utraty relacji z siostrą rodzoną, żoną pedofila. Marty już nie ma. Kolejna próba. Alkohol i leki. Znowu żyje. Potem koniec studiów. Sama. Potem kobiety, raz taka raz inna. Nie za wiele, ale wciąż. Potem AA, terapia, banał - tak, ale ona walczy, bo matka nie widzi nawet tego- pijaństwa wstrętnego. Marta bowiem mimo odrzucenia matki podjęła walkę i trafiła do AA, potem na terapię uzeleżnienia. Marta naprawdę walczy...
Kończy studia - jest dobra, lepsza, znakomita, tylko męża nie ma... Ani dziecka..
Potem znowu nauka, wizja, misja, marzenia - gówno. Studia podyplomowe, jedne i drugie. Matka nie kocha. Marzy wciąż żeby to do niej śpiącej obok w pokoju przytulić się.
Jej nie ma. Są kobiety. Nigdy żadna z nich.
W AA jestem fikcją. Nikt nie kocha.
Dostaję pracę na uniwersytecie. Nobilitacja. Wiara. Nadzieja. Nic z tego.
Wyjeżdżam z Polski po 3 latach pracy w edukacji. Niestety nie zapominam. Matka i ja na telefonie. Brat jest ważniejszy - on jest razem ze mną. Kompleks Edypa, ja konam. Wracam do Polski, do "domu". Przytyłam 20 kilo. Przestałam pić, ale matka nie kocha mnie nadal. W końcu znowu zaczynam rozmowę, znowu atak - kłamiesz! Umieram. Kochałam ją jak nikogo innego. Nie dość, że on mnie gwałcił i ona nie chce pomóc. Niestety, ale popełniam samobójstwo.