Niedługo będziemy musieli czekać na upragniony sukces: wkrótce, wysiłkiem wielu układów trawiennych, nasze ukochane Mazury zmienią się w największe szambo w Europie. Tereny leśne, obfite w zwierzynę, świeże powietrze i ciszę, zostaną wygumkowane z istnienia. Nad jeziorami pojawią się rachityczne bungalowy w stylu zakopiańskim; tubylcy z ciupagami w jednej, a oscypkami kaszubskimi w drugiej ręce urządzą nizinnym ceprom klawą potańcówkę na sztachety.
Mrowie pikników, biwaków, lub innych wyjących imprezek stanie się powodem ucieczek zwierząt. Zające pochłonięte upojną drzemką pod miedzą zostaną poddane decybelowym zmorom, a ich sielski spokój padanie bez odwołania. Stare jelenie, jak przez mgłę pamiętające lepsze czasy, zmuszone do galopu celem ucieczki przed alkoholowymi miłośnikami łona natury (lub jakiegokolwiek łona), gnać będą ze strachu na oślep i szukać ratunku poza dotychczasowym miejscem swojego parkowania. Znikną rejterując i gubiąc po drodze poroża. Wyniosą się do sąsiednich gmin i województw, ale i w nich będą dobrzy ludzie z pałami, betoniarkami i ekologicznymi pomysłami na wykończenie Matki Natury. Szybko więc dojdą do wniosku, że trzeba im w te pędy wyginąć. Poznikają też zacne szuwary, tataraki, podmokłe siedliska rozćwierkanych i kumkających stworzeń.
Na ich miejscu zasadzi się ściernisko pod nowy bank, a bank to będzie okazały, świeżutki, pachnący przekrętami. W ramach troski o cudowną przyszłość, stworzy się kombinat produkujący świeże powietrze i fabrykę cyjanku dla „późnego wnuka”.
Dla promocyjnych potrzeb naszej turystyki stworzy się odpowiednie prospekty ze zdjęciami chwytającymi za portfel czy serce. Zaprezentuje się w nich zabytkowe widoki na plastikowe Mazury i asfaltowe doliny do gry w golfa. Wreszcie nasza rekreacyjna perła dewizowa dokuśtyka do pozostałych rezerwatów z okolicznościami przyrody. Jakoś dopełznie do Narodowych Pieścidełek Folderowych.
Nad jeziorkiem postawi się przytulne stacje benzynowe, warsztaty naprawy dorożek spalinowych oraz myjnie dla wehikułowych „czyścioszków od święta”. Jeżeli chodzi o wodę, to jest jej w bród. Można ją ściągać bezpośrednio z akwenu. Jeżeli chodzi o ścieki, to nie ma problemu: wszystko, co gnije, cuchnie i jest podobne do ruchomej padliny, powinno się w nim znaleźć. Specjalne ekipy najemnych naukowców dowiodły bowiem, iż współczesne organizmy muszą odżywiać się nieczystościami. Wykazały, że co prawda herbata sporządzona z tej wody nadaje się do wylania razem z czajnikiem, tym niemniej przydaje się do glansowania protez.
Znowu doładujemy sobie akumulatory tromtadrackim samopoczucem i kolejny raz udowodnimy całemu światu, że jesteśmy w czołówce państw absurdalnych. Tłumy ciekawskich zwiedzaczy krajobrazowych zadepczą niedostępne rejony dla draki nazywane kniejami, borami i puszczami, a jakiś błyskotliwy ochroniarz środowiska dostanie premię za dewastacje przyrody i wszystkim zrobi się błogo.
Minister od ekosystemów wyda instrukcję na temat prawidłowego robienia kupki, a fachman od fetoru tysiąca jezior pozwoli na zażaglówkowanie, obdziałkowanie i zamotorówczenie całego obszaru. Co nagoni nam jeszcze większą hałastrę turystów i przysporzy satysfakcji, że nie wypadliśmy sroce spod ogona i potrafimy dbać o florcię i faunę.