Szanowna Pani Krystyno, szanowni użytkownicy. Z okazji nadchodzącej rocznicy, oraz, nie ukrywam, napędzany niechęcią do pewnego bliźniaka, pozwoliłem sobie na takie małe satyryczne co nieco. Wiem, w świecie idealnym, sztuka powinna być apolityczna, ale zanim do takiego dojdziemy... No właśnie
Pozdrawiam,
Tomek
Jarek spakował szczoteczkę do zębów, mydło i ulubioną piżamę z kotem Filemonem. Nigdy przesadnie nie dbał o higienę ale mama się upierała, że ponoć kobiety to lubią. - A kogo obchodzi, co one lubią? - powiedział do siebie, zerkając na zegarek. Już od 5 rano nerwowo przestępował z nogi na nogę. Wskazówka gnała, jak szalona. O 5.10 siedział już Lechu, chwilę później Adam, Henia, potem Jacek. Do 6.30 już całe niby kierownictwo i pomniejsi bohaterowie byli internowani. Tymczasem on, wódz i przewodnik wciąż cieszył się wolnością. Czy to możliwe, że SB była aż tak nieświadoma roli, jaką odgrywał? Fakt, że znakomicie się konspirował. O tym, że mianował się naczelnym wywrotowcem i złotym filarem opozycji wiedział tylko jego kot. Dzielny sierściuch najwyraźniej nie dał się złamać. Ale jeśli tak, to nikt, nigdy nie dowie się o niezliczonych zamachach na życie Jaruzela, które w swojej nieskażonej lubieżnymi myślami o kobietach głowie przeprowadzał każdej nocy. Nikt nie zapłacze na myśl o poświęceniu, z jakim odmawiał sobie wszelkich przyjemności, siedząc w szafie i knując. A knucie jego potężniejsze było od wszelkich strajków, ulotek i związkowych postulatów. Ileż nerwów i potu kosztowało go nieustanne obmyślanie planów oporu i sabotażu. Nawet mama, widząc jak jej drugie, prawie najukochańsze dziecko, wyglądało przez szufladę szafy, gdy przynosiła mu bułeczkę z miodkiem i makiem, nie wiedziała jak potworne boje toczył w ciemnych czeluściach dębowego schronienia. Niejednokrotnie cały Układ Warszawski drżał w posadach, gdy Jarek na płowym rumaku gnał z biało-czerwoną chorągwią naprzeciw czołgów i gradu kul, a szafa trzęsła się i rozbrzmiewała odgłosami prawa i sprawiedliwości dziejowej. A kiedy szczęk oręża ustępował miejsca wieczornej ciszy, Jarek w glorii chwały, lecz okryty płaszczem konspiracji i anonimowości, wychodził z szafy. W tajemnicy, w łazience meldował o swoich sukcesach lustrzanemu odbiciu, zawadiacko puszczając oko. Potem zerkał przez okno na gasnące światła sąsiednich domów, zazdroszcząc ich mieszkańcom. Zazdrościł im niewiedzy. Zazdrościł braku tego strasznego brzemienia, które niesie ze sobą nieustanna, anonimowa walka ze złem w odmętach mamusinej szafy. Czyż takie poświęcenie mogło ujść uwadze SB? Odpowiedź mogła być tylko jedna. Jaruzel zbierał siły. Przegrupowywał, kamuflował, planował. Wzrok nieustraszonego wojownika przykuła kobieta, z trudem przepychająca przez zaspy na chodniku dziecięcy wózek. Każdy inny pewnie dałby się na ten widok nabrać. Każdy, ale nie Jarek. On wiedział. Wiedział, że to misterna mistyfikacja. W wózku z całą pewnością była aparatura podsłuchowo-podglądowa. Najnowszy krzyk radzieckiej techniki. Niewidzialna i niewyczuwalna, dokładnie taka sama, jak ta zainstalowana w domu Antka. Wróg tylko czekał na sygnał. Za rogiem na pewno czaił się już batalion czołgów, a na dachu nocą przeprowadzono desant spetsnazu. Wszyscy oni, źli, podli i tchórzliwi. Ale on będzie, jak zawsze, twardy i nieugięty. Twardy i nieugięty. Twardy i…
Mamo! Muszę do łazienki, napuścisz mi ciepłej wody?
Oczywiście syneczku. Tylko żebyś mi się nie ważył znów bawić siusiakiem!
Eeee, to ja już nie chcę. Już nie trzeba… Twardy i nieugięty. Twardy i… I ch...