Chciałabym podzielić się z wszystkimi zainteresowanymi moim opowiadaniem. Bardzo jestem ciekawa opini innych osób, osób zupełnie mi obcych, bo w chyba tacy najlepiej potrafią należycie skrytykować pisanine ;)
Julia juz nie kocha, kokietuje i kłamie. Szuka czułości i unika samotności. Chociaż jej potrzebuje i po cichu pragnie. Nie chce czekać. Chce dzialać, ale jeszcze nie teraz. Trwa w letargu. Zaraz sie zbudzi w niej prawdziwa natura. To nie jest juz romantyczna Julia, to ja. Człowiek szorstki, twardy, skrywający pod grubym pancerzem swoje najskrytsze myśli, uczucia, pragnienia i marzenia.
To trwa. Nie przełamie tego sama. Cierpi odtracajac szczescie, które jest na wyciagniecie dloni, marzy, nuci piosenki, sni a na jawie rozwiewa jak delikatny puch swoje marzenia. Biały puch leci z chmur niczym biała baletnica unoszaca sie na wietrze dzieki swojej lekkosci i zwinnosci wpada do serca goracego chłodzac jego zamiary. Druga, trzecia, czwarta - to juz nie serce to czysty, piekny i zimny lód. Teraz czuje spokój taki, jaki panuje przed burza, gdy nawet mucha nie wywołuje halasu swoim trzepotem przezroczystych skrzydełek. Głosy ludzi ulatuja i znikaja.
Wiatr ustaje, drzewa - zielone pale stoja dumnie, prostujac swe nagie ramiona, przystrojone zielonym płaszczem drobnych listeczków. Ptak ustaje w locie - tylko słychac delikatny syk. To pod wpływem upajajacej ciszy, która napawa pieknem nieczułe serce - topnieje lód.Powoli opary rezerwy, wyzszosci, dumy i ambicji ulatuja po to tylko, aby z pierwszym grzmotem uderzyc ze zdwojona sila w trzepoczace z radosci serduszko, podobne do ptaka uwolnionego z klatki, który oddal wolnosc za poczucie bezpieczenstwa.
Burza rozpetała sztorm juz nie widzi, zadnego białego masztu nadziei. Pochłoneły go wielkie fale pesymizmu.Niektórzy uwazaja je za piekne w swej zachłannosci i lubuja sie w nich. Strach, którym ich napawa pobudza ich, wyzwala w nich zwierzeta, słabe i bezbronne pod naciskiem niepewnosci. A jednak sami stwarzaja bariery. Brna coraz głebiej i głebiej w swój strach, który jest tesknota za miłoscia, sukcesem.NIE! Za czyms nieuchwytnym, wykraczajacym poza normy ludzkiej egzystencji. Grzmot przywołuje ja do rzeczywistosci. Staje przed oknem troche zlekniona piekna, jakie ja otacza. Moze to dziwne, ale wydaje jej sie, ze wariacje pogody odpowiadaja jej stanowi ducha. Teskni za tym czyms nieznanym.Chce uleciec hen do góry.Biały pas przeszywa czarno granatowe niebo. Ten huk! Przywołuje dzieciece wspomnienia. Teskni.
Nagle zrywa sie, jest juz pewna. Chce uleciec hen do złotych gwiazd, podziwiac ich sznury podobne do malenkich koralików zdobiacych szyje zacnych i ohydnych dam, choc z pozoru pieknych. Chce ich dotknac, choc wie, ze sie sparzy. Juz, juz wyciaga reke, aby pochwycic najblizsza, gdy słyszy szum.Odwraca sie gwałtownie, tak to tylko deszcz. Kocha deszcz bardziej niz slonce, bo jest taki jak ona rózny, ale jednak wciaz ten sam.Moze byc ciepły i kojacy utrudzone i zmeczone ciało po ciezkim dniu pracy albo ostry i zimny, kłujacy i napawajacy odraza ludzi uciekajacych przed nim. Najbardziej lubi deszcz cichy, szumiacy o poranku. Stukajacy delikatnie o szyby jej okienka. Zdaje jej sie wtedy, ze kazda mała kropelka to rusałka wodna.Taka mała i słodka, wirujaca delikatnie jak drzacy lisc na wietrze. Ona drzy. Czyzby sie bała- przelatuje jej przez mysl. Nie to tylko złudzenie- sama sie uspokaja. Delikatny stuk niczym pocałunek. Słonce delikatnie i niepewnie wysuwa swa złota twarz zza ciemnej chmury. Teraz dopiero moje rusałki sa piekne - mysli.Takie kolorowe, błyszczace.Chce byc jedna z nich, chocby jej zycie miało ograniczyc sie do ułamka sekundy.Moze wydawac sie to dziwne, ale aby doznac tego uczucia wolnosci, spełnienia, radosci, beztroski, poczucia sie potrzebnym-bycia kropla wody, deszczu - oddałaby własne nieciekawe zycie bez zastanowienia.