Muszę wam coś powiedzieć. Przepadam za starszymi ludźmi. Ale nie za pierwszymi lepszymi starszymi ludźmi, 40 - 50 lat. Oni nie mają w tym doświadczenia. Nie wgryźli się w bycie kimś starszym. Ale nie przeszkadza im to w narzekaniu na zdrowie, dodawaniu sobie powagi i szacunku (którzy zresztą im się należy). Mówię o ludziach, którzy są po sześćdziesiątce, ale w środku mają po dwadzieścia lat. To jest najlepsza odmiana starszych ludzi. Właśnie tacy ludzie są najlepsi do rozmowy, do przebywania w ich towarzystwie.
Niełatwo jest znaleźć kogoś takiego. Czasami zdarza się, że takiej wspaniałej osoby nie widzimy kilka tygodni. Ale jesli już zdarzy nam się takie szczęście, to jest to wspaniałe. Tak jest przynajmniej ze mną.
Niech za przykład posłuży urocza starsza pani, którą dzisiaj spotkałem w autobusie. W autobusie było mnóstwo wolnego miejsca, ale ja wolałem usiąść obok niej. Ona się uśmiechnęła i wsparta na laseczce podziwiała widoki. Aby nie zapeszyć natarczywą obserwacją, wyciągnąłem z plecaka książkę i udałem, że czytam. Starsza pani była bardzo zadbana, miała idealnie zrobiony maniciur, ułożone włosy, zadbaną twarz, ciągle się uśmiechała, ale nie w sposób jakiś naiwny. Odczułem to tak, jakby uśmiechała się do świata, wdzięczna mu, że może go oglądać. Tak właśnie powinna wyglądać starość - z uśmiechem, że przeżylismy swoje i możemy spokojnie odpocząć.