kiedy pił i myślał o niej, piło mu się jeszcze lepiej.
zanim pierwszy raz wgryzł się w jej nadgarstek podczas degustacji tequili, przez wiele tygodni gapił się na jej pośladki przylepione do stołka przy barze. wystarczyło, żeby się lekko pochylił i przciągnął ją do siebie, ale on tylko siedział ze wzrokiem zawieszonym na jej biodrach i zastanawiał się, jakby smakowała tequila z tych ud skrępowanych ciasnym materiałem spodni.
alkohol na udach, sól na nadgarstku, cytryna w ustach.
pomyślał, że w takim wydaniu jego alkoholizm nabrałby znamion sztuki.
mieszała łzy z kolejnymi lampkami wina, otulając ramiona wiecznie ćmiącą się cygaretką.
jej młody wygląd niewygodnie kontrastował z dekadentyzmem wnętrza lokalu.
nie pasował do niej ten bar, nie pasowała cygaretka; no i te łzy, lśniące w kącikach oczu ciemną kroplą taniego tuszu do rzęs.
gdyby nie te magnetyczne uda, po ojcowsku otarłby jej łzy i zaprowadził do domu.