„Ludzie jak ptaki”
(25 marca 2009)
Zima nie odpuszcza. Śnieżyce, nawałnice, powalone drzewa, ścięte błoto, rozpaciane bagna i rozlewiska. Jednym słowem - brrrr... I gdzie ta wiosna?
Jest, jest! Przyleciały żurawie! Pięknym, równym kluczem poszybowały nad polem, aż za wzgórze, za horyzont, tam gdzie Jezioro Linowskie! Słyszałam ich krzyk. A potem, po kwadransie, może ten sam klucz, leciał w przeciwną stronę - mały, cichy, poszarpany...
Codziennie rano, kiedy wychodzę z psem na spacer spotykam w lesie mężczyznę z rowerem. On pcha ten swój rower obwieszony szczęściem, ja zaś wyprowadzam psa. On w tym lesie mieszka i wychodzi z niego do miasta, ja mieszkam w mieście i wychodzę z niego do lasu. Taka odwrotność z małym sensem. Dzisiaj też go spotkałam.
- Widziała pani te ptaki? - zagadał. - Nie mają gdzie siadać. Jeziora jeszcze zamarznięte no to latają tak, tam i nazad. O, pani patrzy, znowu lecą!
Spojrzałam w korony drzew, ale nic nie dostrzegłam. Usłyszałam jednak ich krzyk. Przejmujący krzyk żurawi.
- I znowu część zawróci - dodał mężczyzna. - Porwane takie, takie pobite, polecą szukać lepszego miejsca.
„To całkiem jak ludzie – pomyślałam - pobite takie, porwane, życiem poszarpane.”
spec pozdr p.W