Wizytówka, opowiadanie
Opowiadanie z wyobraźni, ale chyba historia mogła się wydarzyć w realnym świecie.
- Pozwoli pani?
Rzeczywiście, Marta miała kłopot. Torba upadła na chodnik, z torby wyleciały ziemniaki. Czy to czerwcowe słońce, czy nierówny chodnik – nieważne. Głos był miły i Marta kiwnęła głową:pozwala sobie pomóc. Mężczyzna szybkimi ruchami pozbierał warzywa, włożył do torby i zaproponował:
-Odprowadzę panią, można? Gdzie pani mieszka?
Odpowiedziała filuteryjnie:
-W Warszawie, ma pan tyle czasu i tyle siły, aby poświęcić się dla mnie?
Mężczyzna nie ukrywał zdziwienia:
-To w Warszawie nie ma ziemniaków?
Marta roześmiała się:
-Są, są, hihi. Mieszkam w Warszawie; a do Kozienic - tak, na parę dni przyjechałam - już pan rozumie?
Pan uśmiechnął się. Miał śliczny uśmiech i był zajefajnie przystojny. Bardzo wysoki ( 180 czy 190), brunet. Wysportowany – no, taki siatkarz lub koszykarz, zawyrokowała Marta.
-Rozumiem – powtórzył – Pani do Kozienic na parę dni ...
-Na obiad będą naleśniki własnej roboty. Bez zupy.
Pan westchnął:
-Ja lubię zupy.
Marta nie wydała się zdziwiona:
-Każdy mężczyzna lubi.
Pan jakby nie słyszał:
-Trudno – bez zupy.
Marta śmiała się:
-Z ciocią jest to uzgodnione.
Pan był ciekawski:
-A z mężem uzgodnione?
Marta szybko odpowiedziała:
-Męża nie ma, rozumie pan? …
Pan skłonił się:
-Przepraszam, przepraszam - był zaskoczony gniewną miną ładnej kobiety.
Marta westchnęła:
-Już dobrze ... już dobrze ...
Na drzwiach była tabliczka: "W. Majda – dentystka".
-To ciocia – wyjaśniła Marta.
Mężczyzna postawił siatkę przy drzwiach, ukłonił się szarmancko w kierunku – i przedstawił się:
-Zenon Podwała – gapa na gapy.
Marta zaśmiała się:
-Marta Pęgowska – wybaczająca gapie nad gapami.
Zenon zauważył:
-Znów pani się śmieje. Przez chwilę wydawało mi się …
Przerwała łagodnym głosem:
-Tylko wydawało się … - nawet zrobiła gest jakby chciała pogłaskać dłoń mężczyzny.
Ciocia W.Majda udała przerażoną widokiem przystojnego mężczyzny:
- Nie jestem odpowiednio ubrana, proszę pana, proszę o wybaczenie. Nawet się nie umalowałam. Tak po domowemu jestem ...
Marta, z pewną pomocą Zenona, próbowała opowiedzieć cioci o ziemniakach na chodniku i o pomocy miłego pana. Starsza pani uspokajająco uśmiechnęła się:
- I dobrze ci tak: nie posłuchałaś ciotuni, to facet musiał ci pomóc.
Marta wyjaśniła:
-Wie pan: ciocia uważa że dźwiganie siat to nie dla mnie robota.
Zenon przymrużył oczy:
- A dla kogo to robota?
Zmieniono temat. Tym razem ciocia pytała pana: gdzie mieszka, czy podobają się Kozienice, czy zwiedza okolice?
Pan mieszka w Warszawie. Kozienice podobają się: tym bardziej, ze mieszkają w nich takie eleganckie panie jak Marta i ciocia Majda. Zwiedza okolice, jak do tej pory samotnie.
Marta wypaliła:
-Jutro jest w Sieciechowie impreza, zapraszam.
Zenon odnalazł się i w tej sytuacji:
- Bez cioci nie jadę do Sieciechowa.
Następnego dnia sąsiadka zapytała się:
- A czego tak pani ryczała ze śmiechu, pani Wando?
-Nawet, nawet, no nawet: super.
Marta zapytała:
-Co – ładne panienki?
Zenon dziwnie spojrzał na nią:
-Ja mówię o śpiewie, nie o urodzie.
Kobieta kiwnęła głową:
-Rozumiem.
Rozmawiali o zespole tanecznym "Serce dla Sieciecha", który właśnie schodził ze sceny. Członkinie zespołu mogłyby być ciociami Marty, rozumie pan/pani czytelnik? Ona sama nie mogła narzekać na urodę. Długie, na ramiona opadające włosy,bardzo szczupła, zielonkawe oczy. I trzydzieści pięć lat.
Zenon nie przerywał żartów:
-Fajno tańcujo.
Marta popatrzyła na towarzysza z ukosa:
-A jak tańcujo! Ho, ho, ho …
Zenon nie był gorszy i odpowiedział bez namysłu:
-Nie trzeba zamykać oczu …
Po zespole ludowym były przemówienia i toasty na cześć miasta – któraś-tam rocznica powstania gminy zobowiązuje.
Zenon zaproponował:
- Pani Marto – tu niedaleko jest jezioro … Może byśmy …
Marta udała zdziwioną:
-Skąd pan wie, że nie lubię przemówień?
Zenon odpowiedział, tak szybko, jakby odpowiedz miał już gotową:
-Ja myślę, że pani w o l i spacer.
To była miła rozmowa.
Zenon nie zadawał zbędnych pytań, intymnych i dociekliwych. Marta była zachwycona. Dawno już żaden mężczyzna nie rozmawiał z nią w ten sposób. Bardzo dawno! W pomaturalnych techniku był ktoś, Niebieskooki, Jedyny, Kochany … I on potrafił … Dawno temu! Bardzo dawno!!
W pewnym momencie zaproponowała:
-Może wrócimy?
Zenon zdziwił się:
-Jeszcze wcześnie, chyba?
Marta sprecyzowała:
-Przed scenę chciałabym wrócić. Ciocia będzie wypytywać o szczegóły.
Zenon od razu połapał się w sytuacji:
-Pani ciocia była tak miła dla mnie, że mógłbym obejrzeć nawet horror pod tytułem "Skok z wysokości wanny".
Marta śmiała się, śmiała się, śmiała. Perliście i bardzo długo.
Pożegnali się koło północy. I tym razem Zenon był elegancki:
-Mam nadzieję, że ciocia nie będzie zła?
Marta puściła do niego oko:
-Ja znam pewną tajemnicę..
Zenon zapytał:
-Jaka to tajemnica?
-Ciocia jest trochę przygłucha.
Zenon zdziwił się:
-Ciocia-dentystka jest przygłucha?
Marta wyjaśniła:
-Ciocia jest przygłucha od 22 do 6 rano.
Zenon nie wytrzymał:
-Ciocia ma na drugie Cisza Nocna?
Marta śmiejąc się podpowiedziała:
-Panie Zenonie, teraz pan trochę.
Zenon miał nadzieję:
-Ale tylko trochę, prawda?
Zanim Marta zamknęła drzwi, Zenon zaproponował:
-Może się spotkamy pojutrze – już bez festynu?
-Pojutrze nie mogę, przykro mi.
-Oooo …
-Mam ważną sprawę.
Zenon był przygotowany na taką ewentualność:
-Proszę – oto moja wizytówka. Niech pani zadzwoni, kiedy się zdecyduje, dobrze?
Ciocia o nic nie pytała. Właściwie zadała jedno pytanie, ale bardzo ogólne, przez zamknięte drzwi:
- Cała i zdrowa? - i dodała: - Zapal sobie górne. Ja wyłączam lampkę.
Marta machinalnie dotykając włącznika prądu odpowiedziała:
- Tak, ciociu.
Po piętnastu, siedemnastu minutach pachnąca kąpielą Marta dotykała głową poduszki, a wręcz do niej się przytulała. Jakby była kimś żywym. Mężczyzną.
W pomaturalnym technikum był ktoś. Niebieskooki, ten Jedyny. Zenon przypominał go. Niebieskie oczy, prawie fijołkowe obramowane w czarnogęste brwi. Szczupły i zachowujący się elegancko wobec kobiet. Jedyny zginął; mieli wspólne plany: być może w tamtą noc jechał do niej, aby oświadczyć się?
Trzy lata po wypadku Jedynego poznała go. Marta nie chciała go nazywać mężem, choć był ślub, było wesele. Dlaczego dla Marty nie był mężem? Bo to była porażka, nie mąż. Jedyna rzecz, która ich łączyła, to seks. Przez pierwsze pół roku kochali się namiętnie, bez wytchnienia, bez żadnego znieczulenia. Marta czuła się jakby chodziła pięć centymetrów nad ziemią, nic nie widziała, nic nie przeczuwała.
Nagle (?) pokazał inną twarz: koleżkowie i karty, ruletka i koleżkowie. Marta spadła na ziemię z wielkim hukiem. Przestał zabiegać o nią, interesować się domem i seksem. Rozstali się po roku. Kupiła mu mieszkanie. O pieniądze nie martwiła się, miała bardzo dobrą pracę. To z jej agencją reklamową współpracują Bardzo Znany Reżyser i Słynny Aktor. Zaraz, chwileczkę: ile trwa ta separacja? Rok? Rok i trzy miesiące?
Zasnęła. Miała cudowny sen. Zenon Podwała i fiołkowe oczy. Oczy w czarnej oprawie …
Marta siedziała przy stole i jadła śniadanie. Ciocia towarzyszyła siostrzenicy. Ale nie jadła kanapek, krążyła wokół stołu. W końcu zapytała:
-Dziecko – co masz takie iskry w oczach?
Marta odpowiedziała krótko:
-Zenon ..
Ciotka usiadła ciężko na krześle:
-Ach, ten nowy znajomy - mruknęła. - Uważaj, dziecko, uważaj.
Młoda kobieta zapytała:
-Na co?
Ciotka smarowała chleb:
-On jest zbyt elegancki. Wtedy kiedy mówił o Warszawie porównując Kozienice był taki elegancki.
Marta już wiedziała – ten jej mąż-nie mąż taki właśnie był. Elegancki, naskakujący. A po ślubie? Bańka mydlana prysła. Wódzia i koleżkowie, ot co!
Brew rozsządkowi powiedziała:
-Tamten nie miał niebieskich oczu.
Naiwne myślenie? Może i tak, ale Marta chciała wierzyć, że mężczyźni o niebieskich oczach są tacy jak jej Jedyny. Cichy, pokorny, żaden bawidamek, ani ochlapus sięgający po kieliszek. Codziennie kwiaty, bardzo często jakowyś drobiazg.
Ciotka smarowała drugą kromę chleba:
- Oj, Martuś … Martuś …
To był koniec rozmowy.
Ciotka miała rację: nie oczy, tylko zupełnie inne cechy ważą na losie człowieka. Marta była jednak uparta. Może trochę zepsuta awansami Jedynego, a przy tym powtórzmy: naiwna. Kurcze - ciocia ma rację. Marta jednak była zbyt dumna , aby się przyznać do
Marta po dziesięciu minutach zadumy odłożyła na bok temat Zenona, zajęła się zmywaniem.
Przy kolacji powiedziała:
-Jutro jadę do Warszawy, ciociu. Na zakupy.
Ciotka kiwnęła głową i coś tam mruknęła, był to znak dla Marty. "Jestem obrażona, ale słyszę i rozumiem. Jedz do tej Warszawy, na te zakupy".
Zaparkowała na jednym z osiedli warszawskich.
Stolica przywitała Martę pochmurnym niebem, na wszelki wypadek jednak wzięła pod pachę parasol. Do domu miała parę kroków, ale chmury były naprawdę ciężkie, pełne kropel deszczu. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Przy klatce schodowej nie złapał Martę deszcz, ale pan Tomasz, sąsiad z piątego piętra:
-Dawno panią nie widziałem.
Marta zaśmiała się:
-Proszę kupić mi psa, będziemy częściej się spotykać.
Pan Tomasz ukłonił się.
-Wszystko, dla pani wszystko.
Marta nadal szczerzyła zęby:
-Oj, panie Tomaszu, wszystko?
Otworzył drzwi windy:
-Na długo pani przyjechała do Warszawy?
-Na kilka godzin.
-I dlatego nie ma słońca nad nami-skonstatował mężczyzna.
Kiedy Tomasz wysiadł z windy, Marta pomyślała o Zenonie i ciotce. Czy rzeczywiście nowy znajomy był zbyt uprzejmy, zbyt wykwitny? Marta nie przeceniała słów ciotki. Niech się dzieje na razie to co ma się dziać, zobaczymy. To było przecież ich pierwsze spotkanie, i może ten pan Zenon chciał wywrzeć na nieznajomych kobietach dobre wrażenie? Może to tylko maska? Maska uprzejmości ...
Wysiadła z windy. Jej dziesiąte piętro. Koniec towarzyskich wynurzeń: czekały obowiązki. Czyli rachunki.
Spacerowała alejkami osiedla. Zdenerwowana. Coś się wydarzyło, na poczcie. Szukała w torebce książeczki mieszkaniowej. Wyjęła pół zawartości, gdy w palcach poczuła coś miękiego i małego. Kartonik. Wizytówka Zenona. Oprócz imienia i nazwiska było coś jeszcze. Rysunek głowy smoka. Marta widziała ( bardzo często) taki rysunek. Na ciele męża - nie męża. W intymnym miejscu. "Abyś wiedziała gdzie lubię być całowany". Martę aż zemdliło. To było ponad jej siły. Usiadła na pobliskiej ławce.
Boże, co za kombinacja. W jednym człowieku zobaczyła dwóch ex. Tego jedynego, ukochanego i tego znienawidzonego. Niebieskie oczy i głowa smoka. Co za kombinacja!
Poczuła gorycz w ustach, w oczach pojawiły się łzy ...
-Dzień dobry, mówi Marta Pęgowska. Ta znajoma z Sieciechowa, wie pan?
Zenon nie miał wątpliwości:
- Miła pani od ziemniaków; dzień dobry pani Marto.
-No, tak - Marcie mocno biło serce i nie było jej do śmiechu.– Chciał się pan ze mną spotkać.
-Pani odmówiła – przypomniał Zenon, głos miał łagodny ale wyczuwała w nim ciekawość.
- To było wtedy – powiedziała Marta trochę zniecierpliwiona. - No, to chce pan się ze mną spotkać, czy nie?
- Pani Marto: a co pani taka gorączka?
-Przyjechałam do Warszawy – powiedziała skruszonym głosem, jakby coś przeskrobała. - I mogę się z panem umówić.
-Ale ja … - Zenon przez chwilę milczał – ja tak ułożyłem dzień, że dopiero … wieczorem mogę.
-Wystarczy – wyrwało się Marcie.
-Co – wystarczy? – zainteresował się Zenon.
-Nic, nic - zmieniła temat – To o której? I gdzie?
- Jest taka kafejka na Gałczyńskiego. Możemy się umówić na, powiedzmy, na ósmą ...
Siedzieli na małej salce, przy dwuosobowym stoliku. Zapalona świeca i niezbyt świeże kwiaty robiły nastrój. Przed chwilą kelner przyniósł zamówione danie.
Zenon pytał:
-Co się stało? Co się stało, pani Marto? Mówiła pani, że będzie zajęta, no i dlatego dałem wizytówkę ….
Marta przełknęła ślinę:
-Coś się stało, coś się stało w moim życiu, coś ważnego. Dzięki panu, nie mogę powiedzieć co to jest, mogę tylko tak ogólnie … Ale to bardzo ważne, bardzo ważne.
Zenon spytał cicho:
-Pani Marto, czy pani mnie podrywa?
Marta bardzo spokojnie i rytmicznym głosem wyjaśniała:
-Nie, nie podrywam pana. Chciałam tylko powiedzieć, że dzięki panu coś się stało za co panu jestem wdzięczna, coś co zmieni moje życie. Co może zmienić ...
Zenon nadal nie rozumiał:
-To brzmi jak podryw, pan Marto.
Marta bawiła się chusteczką:
-To brzmi jak podryw, ale nim nie jest. Nasza znajomość dopiero się zaczęła, ja nie mam w zwyczaju podrywać facetów na pierwszej randce. To coś zupełnie innego. To, to coś .. Pomógł mi pan odkryć coś ...
Zenon podsumował:
-Miło mi, że pomogłem pani, chociaż nie wiem w czym …
Dośc długo milczeli. W końcu Marta zapytała:
-Panie Zenonie – na pana wizytówce jest taka głowa smoka? Co to oznacza?
Zenon ożywił się:
- Jestem, pani Marto właścicielem studia tatuażu. A przecież smoki to tak jakby tatuaż tatuaży. A wtedy w Kozienicach szukałem motywu, szukałem motywu w parku, na łąkach …
Marta zbladła. Wyjąkała:
- A pan ma gdzieś na ciele tatuaż?
Zenon uśmiechnął się:
- A jednak pani mnie podrywa. Bo widzi pani, pani Marto, mam tatuaż. Gdzieś ...
Marta jeszcze bardziej zbladła. Bardzo powoli przełknęła ślinę. Poprosiła cicho:
-Niech pan mnie odprowadzi do samochodu.
Zenon o nic nie pytał. Odprowadził Martę do jej BMW i tylko na pożegnanie szepnął:
-Jeśli nic się nie stało, zadzwoń …
Marta wgapiała się w okno. Łzy płynęły ku ustom wielkimi kroplami. Jednak ciocia miała rację. Powinna uważać na nowego znajomego. Ale nie z powodu elegancji i niebieskich oczu. Tylko jak powiedzieć ciotce, starszej pani, o seksie z głową smoka? Jak opowiedzieć o studio tatuażu Zenona? I jak podzielić się swoimi wątpliwościami? A najważniejsze pytanie: czy te skrupuły mają rację bytu?