Ku ciemności idziemy, bezrozumni i szczęśliwi, zapamiętali
Dniem i nocą podążamy, jak gdyby nie mogły by one być ostatnimi
Tak jest, tak będzie, tak było od niepamiętnych czasów
Jak gdybyśmy to tylko my cierpieli, cieszyli się i narzekali
Jak gdyby nasze życie nie było podobne do chwili
Która przemija, jak przemija świeżość ściętych kwiatów
Wtłaczani w martwą ziemię, która kiedyś nas zrodziła
Wbijamy się w nią, jak gdyby kryła w sobie obietnicę nieśmiertelności
Uświadamiając sobie, że sami jesteśmy jej pyłem
Utwardzanym przez kolejne pokolenia ludzkości
A ja się z tym nie zgadzam i mam do tego pełne prawo
Nie pochwalam tego, chociaż takie jest i moje przeznaczenie
Jak gdybym nie była omylna w swej śmiertelności
I nie musiała zwrócić wziętego z ziemi ciała
Jak gdybym gardziła tworzącym mnie nasieniem
Staję się martwą, niewybredną glebą
Pokarmem nieczułym i pozbawionym woli
Ułamkiem mych myśli, pragnień i pamięci
Słowo traci swe znaczenie, zamysł obumiera
Zapładniając obce ziarna swą wiedzą
By żywiąc się nią wzrastały powoli