Maszmun, dziękuję bardzo, ale bez przesady. Gdybyśmy z Kangusią wzięły urlopy na czas Olimpiady i nie zajmowały się niczym innym, to dopiero dałybyśmy czadu, co ne, Kangurzyco? Złoty medal wieszam w dziupli pod żyrandolem, przyda się jak odetną prąd. A Olimpiada powoli się kończy, jutro ceremonia zamknięcia. Nigdy nie jest tak, by nie mogło być lepiej, ale i gorzej też zawsze może być. Trzeba się cieszyć tym co jest i mieć nadzieję, że za 4 lata będzie lepiej. Czy Królowa będzie wskakiwała tym razem do helikoptera? Kangusiu, wiesz coś, som jakieś przecieki?
U nas australijska pogoda, hi hi, cudnie jest! Jakaż to ulga po tych afrykańskich upałach. Ja nawet wczoraj wracając z pracy poczułam złotą, polską jesień, a tak! Na trawnikach pierwsze pożółkłe liście, powietrze takie ciepłochłodne i to wszystko skąpane delikatnie w popołudniowym słońcu przemykającym między nisko zawieszonymi chmurami. Na przystanku tramwajowym starsza pani w tiszercie koloru zieleni, która momentalnie ściągnęła mój wzrok, a na tiszercie kolorowy nadruk w postaci różnych esów floresów, starego tramwaju i wielki napis „MELBOURNE VINTAGE TRAMS”. I od razu uśmiech od ucha do ucha.
Mijając jeden z pubów na zewnątrz duża reklama: „Od poniedziałku do czwartku czwarte piwo gratis”. No i ten biedny Polak nie tylko, że nie ma szans na delektowanie się i lekki „humorek” lecz musi się od razu urżnąć, to jeszcze nie wtedy, kiedy następnego dnia nie idzie na robotę, tylko właśnie wprost przeciwnie. No, to idzie na kacu, o ile w ogóle idzie, a bezrobocie rośnie. A jak sobie spec od marketingu tego pubu radzi z twardymi głowami, które w dodatku nie muszą rano wstawać lub w ogóle nigdzie iść? Być może niedługo się dowiem z kolejnego hasła.
A na turnieju w Montrealu
http://www.rogerscup.com/women/english/home.php liczne niespodzianki: Stosur niespodziewanie przegrała z Safarovą i odpadła tym samym z turnieju (Kangusiu, oglądałaś może?), Azarenka, już w trakcie gry z Tamirą Paszek, wycofała się z powodu kontuzji (jak nic zbiera siły na US Open), Szarapowa wycofała się jeszcze przed rozpoczęciem turnieju niby z powodu infekcji żołądka, ale mówi się, że liże rany po olimpijskim finale z Williamsówną, która w turnieju udziału nie bierze. Agnieszka w „krwi, pocie i łzach” wygrała z Barthel i dzisiaj o 18 naszego czasu zmierzy się z Scheepers (RPA). W ten sposób nasza Isia została okrzyknięta przez media zdecydowaną faworytką turnieju, w którym wygrana wywinduje ją na pierwsze miejsce w rankingu WTA. Życzę jej tego oczywiście z całego serca, ale - choć pozostałe tenisistki nie depczą jej po piętach w rankingu, to jednak w tym turnieju niektóre z nich mogą kłaść kłody pod nogi. Finał w poniedziałek. Pogoda w Montrealu koszmarna.
Kangusiu, u nas prąd, gaz, woda i wszystko, co możliwe stale idzie w górę. Kilka dni temu w oczekiwaniu na autobus byłam mimowolnym świadkiem rozmowy dwóch staruszek. Narzekały na coraz wyższe opłaty. Jedna z nich z wyraźną dumą oświadczyła drugiej, że jej udaje się płacić za prąd tylko 80 zł (na dwa miesiące). Ta druga była wyraźnie zdziwiona, najwyraźniej płaciła dużo więcej (ja też). Na co tamta wyjaśniła, że np. wieczorem nie pali światła i siedzi przy włączonym telewizorze oraz nie korzysta prawie w ogóle ze światła w łazience. Myślałam, że już wzięłam pod uwagę wszystkie możliwości oszczędzania prądu. W zasadzie, jak się tak zastanowić, to na cholerę światło do sikania albo do mycia? Światło jest potrzebne tylko wtedy, kiedy korzysta się z lustra. Ma sens? Że też wcześniej na to nie wpadłam. Gdyby nie względy bezpieczeństwa to w ogóle porozstawiałabym wszędzie lampy naftowe i świece. Przynajmniej nastrój byłby na okrągło.
We wrześniu lecę na tydzień służbowo do Frankfurtu. Wiecie, jak się boję latać, ale muszę. Kolega, który miał lecieć jest już trzeci miesiąc na zwolnieniu z powodu kręgosłupa. Na bilecie stoi, że to potrwa godzinę i 45 minut. Coś mi tu nie grało, więc zabrałam się za analizy. Odległość między Warszawą a Frankfurtem to mniej więcej tyle, ile pasażerski samolot robi w godzinę. No, to ja się pytam: co będzie robił przez 45 minut? Żądam, żeby lot trwał maksymalnie godzinę! Tyle jakoś wytrzymam. Leciałam kiedyś dawno temu do Wiednia i o ile pamiętam, to nawet nie było się kiedy porządnie rozgaszczać, zastanawiałam się nawet, czy warto siadać. Do Moskwy lot trwa dwie godziny. Gdzie Moskwa od Warszawy, a gdzie Frankfurt? Może ktoś mi to wyjaśni? No, przecież nie może samolot lecieć dwa razy wolniej, bo nie będzie miał tego ciągu co potrzeba do utrzymania się w powietrzu. Co tu jest grane? Tak mnie to męczy, że mam zamiar dzwonić do Lotu w poniedziałek i domagać się wyjaśnień. Chociaż może lepiej ich nie wkurzać i grzecznie poprosić, czy wyjątkowo nie mogliby pokonać tej trasy w godzinę? Kurczę, a gdyby tak lecieć z taką prędkością jak rakieta, to wyszło mi, że leciałabym najwyżej 3 minuty. No, i to by mi pasowało.
Spadam do życia. Pa!