Dzień dobry Pani Krysiu.
Powiem szczerze, że Pani odpowiedź w temacie książkowo-czytelniczym mnie serdecznie rozbawiła. A to dlatego, że wczoraj rozmawiając na ten temat rzuciłam niemal identyczny pomysł Moja wersja kalendarza różniła się tylko doborem autorów. Kołakowski mógłby być "za ciężki" dla kogoś kto w ogóle nie czyta... No i tak na pierwsze wydanie jakieś sztandarowe lektury, a na kolejne coraz to bardziej wysublimowane. Tak mi się to skojarzyło z niegdyś wydawanymi, nie wiem czy wciąż, prze Reader's Digest "kombinatami książkowymi" - ok. pięciu pozycji, ich wybranych obszernych fragmentów, w jednym wydaniu. Na zachętę do przeczytania całości.
Chociaż nie wiem czy nie byłoby lepiej zamiast jedynie fragmentów, zamieszczać całości, tyle, że w odcinkach. Czy można liczyć na to, że czytelnik kalendarza stanie się czytelnikiem zaprezentowanej w nim książki? Że sięgnie po nią, tak z osobna, zainspirowany wyimkiem? W końcu kalendarz może sobie wisieć w kuchni na ścianie i merdając pomidorową można go poczytać, a taka książka? Ani to wygodnie chwycić jedną ręką, a jeszcze się w zupie utopi... Ech.
Ponoć ludzie przestają myśleć, gdy przestają czytać.
Chyba grozi nam poważna społeczna bezmyślność...
Zmyślnie pozdrawiam (co jest w pewnym specyficznym sensie bardzo adekwatne w przypadku mojej osoby... Aż się sama do siebie śmieję ),
N.