Wiem, że to co tutaj napiszę wyda się zarozumiałe, egoistyczne albo jeszcze niewiadomo jakie, ale myśle, że od smutku, który w nas tkwi a który spowodowany jest jakimś niewyobrażalnym cierpieniem nie da się uciec. Nie możemy wyznaczyć sobie dnia, że np. od jutra będzie jak dawniej czyli przed zdarzeniem. Smutek, który się w nas zrodził musi nas wypełnić po brzegi aż osiągnie masę krytyczną aż przez nas sie przeleje. Wtedy nie bedzie już niczego. Niczego co sprawiało nam ból, co było z nami każdego dnia, cierpliwe i ciche niczym cień. A gdy to sie stanie przyjdzie uczucie jakby coś nowego w nas się rodziło. Powoli, bez pośpiechu i wielkiej euforii. Zaczną cieszyć rzeczy drobne. Ale to wymaga czasu, czasu, czasu i cierpliwości otoczenia.
Pozdrawiam Serdecznie
M.