Pani Krystyno!
Już wiele nocy temu postanowiłem napisać o jednej sprawie i zawsze coś okazywało się ważniejszym pretekstem do napisania - a to matura, a to zakup filmu "Parę osób..." albo obejrzenie "Pestki".
Po dzisiejszej lekturze dziennika i forum oczywiście znów chciałem zmienić temat, ale tym razem chyba jednak się wstrzymam.
Chciałbym wrócić do pamiętnego koncertu "Zielono mi" z Opola'97. Zapowiadając Panią, Agata Passent powiedziała: "Ukochaną aktorką mojej Mamy jest Bogini polskiej sceny Krystyna Janda".
Nie po raz pierwszy mogę słowa pani Agaty wypowiadać jako własne.
Moja mama od kilku lat mieszka zagranicą. Odpłynęła na fali wielkiej emigracji lekarzy. Ja zostałem, mieszkam sam, ale nie żałuję. Nasza relacja bardzo dojrzała i wspólny czas nauczyliśmy się doceniać.
Piszę o tym dlatego, że często jest Pani tematem naszych rozmów. Mama, mimo iż korzysta z internetu, być może świadomie omija Pani stronę. Natomiast w każdej rozmowie telefonicznej pada pytania (prawie jak Pani Mamy): "A czy Pani Janda coś napisała dzisiaj?".
A ja opowiadam, co Pani napisała. Opowiadam o remoncie, o tym, że "Dowód" był we Wrocławiu, o spektaklach Polonii, które chciałbym zobaczyć.
Z całą pewnością to ona zaraziła mnie fascynacją Pani twórczością, a zaczęło się chyba od "Pestki", której obejrzeć mi dawno temu nie pozwoliła :)
Inna sprawa jest taka, że mamy podobny gust i często współczesny teatr nas trochę boli, rozczarowuje. Jako młody widz przyzwyczajony jestem już do często wręczo obsesyjnen próby zszkokowania widza. Szkoda tylko, że nie treścią, a właśnie (jak pisała tutaj niedawno młoda forumowiczka) surowym mięsem. Długo możnaby o tym pisać, debatować , spierać się, ale chciałbym po prostu powiedzieć, że Pani naprawdę buduje Teatr, który jest najpiękniejszym i najbezpieczniejszym miejscem na świecie.
I za to należą się Pani wielkie wyrazy szacunku. Za to Panią kochamy.
Pozdrawiam serdecznie, życzę dobrych dni.
Adam
P.S. Piotrowi śniła się Pani pijąca kawę z mlekiem kokosowym. Mnie śniło się, że jestem wolontariuszem Polonii. To by dopiero było coś!
Jako że ze snami trudno się spierać, czekam na wyniki tych nieszczęsnych matur, na to, czy zechce mnie UW, a potem...