Pani Krystno.
Mam do Pani pewne pytanie - mam nadzieję, że nie jest zbyt osobiste.
Chciałabym wiedzieć jak w podstawówce i w liceum dogadywała się Pani z rówieśnikami, miała Pani jakieś przyjaciółki, była Pani aceptowana przez grupę, czy raczej było odwrotnie? Jest to bliska mi sprawa, bo jakoś zasze miałam inne zdanie niż wszyscy, inaczej się ubierałam, inaczej zachowywałam, słuchałam "nie dobrej" muzyki, moje fascynacje nad sztuką wydają im się dziwne, a miałam i mam inne poglądy od większości rówieśników. Taka byłam od kiedy pamiętam, moimi kumplami są chłopaki, a dziewczyny zawsze zazdrościły, atakowały i bywały bezczelne. Dawniej szukałam winy w sobie, ale od pewnego czasu zrozumiałam, ze nic złego nie robię, nie prowokuję, tylko jestem inna. Wielu dorosłych mi to tłumaczyło i po czasie sobie to wmówiałam, ale do tej pory zawsze najpierw obwiniam siebie, a potem orintuję się, że przecież ja nie byłam nigdy dla nikogo podła, a ze strony kolegów i koleżanek z kalsy tyle tej zawisci i niekoleżeńskości mnie spotkało. Bardzo Panią przepraszam, że tak starsznie o sobie, ale dziś znowu ktoś sprawił mi przykrość i był w stosunku do mnie bezczelny. Chyba nigdy się na to nieuodpornię - a ostatnio myslałam, że jestem twarda i nic mnie nie zaboli, bo niektórzy ludzie tacy są i nic ich nie zmieni. Myliłam się.
Pozdrawiam.
P.S. Jedyna rzecz, która mnie pociesza to to, że w sobotę jadę na "Schirley..." i Panią zobaczę.
Karolcia