Jest Pani tu teraz...
napisze o codziennych radościach.
po pierwsze, że się budzę, że wstaję na własnych nogach, że mogę pójść do kuchni, napić się kawy, włączyć muzykę...
śmieszne, proste...
za parę dni kończy się przerwa miedzy pierwszą a drugą chemioterapią.
Daję radę. Przesypiam.
nie tracę wiary.
Choć lekarze próbowali mi ją odebrać.
Widząc moja determinację, zmiękli, przebąkują o cudach, które się czasem zdarzają, o niewyjaśnionych przypadkach...
Dla mnie cudem jest każdy kolejny dzień.
Z przerzutami w kościach żyje się o tyle trudno, że po pierwsze bolą po drugie jest ciągły strach, że się człowiek połamie...
ale mimo to chcę polecieć niedługo do Rzymu. A jak już tam będę, to nie tylko o własne zdrowie będę się modlić na grobie JPII. Do tego nie trzeba jeździć do Rzymu, ale ja bardzo chcę.
A potem może Florencja, o ile starczy sił.
Cudu, cudu, codziennego, zwykłego, cudu życzę Pani i Pani bliskim.
Agnieszka (Ness)