Dostałam dotację. Kolejną już w tym roku. Właściwie to nie ja dostałam, tylko dzieci, i nie dotację, a czuja, żeby zajrzeć na stronę netową instytucji konkurs ogłaszającej. Zajrzałam i się dowiedziałam, że dostałam, i że konkurs rozstrzygnięto miesiąc temu... No to już wiem... Ciekawe, czy informacja ta stanie się faktem wcześniej niż ta z lutego - do tej pory czekamy na umowę, że o funduszach nie wspomnę... Zadanie jest realizowane - tylko symbolicznej pensji nie ma z czego przychodzącym na zasadzie bezmiaru zaufania specjalistom wypłacić...
Oczywiście należy się cieszyć - i cieszę się jak należy - że w ogóle są konkursy. Że jest się na liście wybranych i że prędzej czy później coś się jednak dostanie (albo komuś). Bo gdy przychodzi czas kontrolowania realizacji zadania - bywa, że kilka miesięcy po terminie - (konsekwentnie wobec tempa podpisania umowy?), to często w lustrację się zamienia.
Wszystko byłoby SI, gdyby - jak to w umowie stoi - obie strony podchodziły do wypełnienia warunków konkursu i realizacji zadania z taką samą starannością.