Po 10 latach marzeń o obejrzeniu Shirley Valentine (jakoś tak nie było "po drodze"choć mieszkam w Komorowie 20min. od centrum W-wy) wybrałam się z mamą i siostrą. Obawiałam się tego bo od śmierc taty (7lat)mama stała się takim dzikuskiem nie lubi towarzystwa, wkurzają ją ludzie i ogólnie ma marne samopoczucie. Oczywiście nie chciała iść! Ale bilety były kupione i koniec wyruszamy!
Pierwszy raz od "X" czasu moja mama wręcz się zaśmiewała i to jak! Aż miło było patrzeć!!! Obiecałam sobie że to nie był mój pierwszy i ostatni raz na Shirley!
Wielkie dzięki za U¦MIECH MOJEJ MAMY !!!
Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu wielu sukcesów!!!
PS.Uśmiech powraca jak widzimy reklamę