Kiedy czytam obce blogi, jestem w dosyć niekomfortowej sytuacji intruza. Oto wkraczam w intymny obszar cudzych przeżyć, wrażeń i refleksji pisanych krwią, bólem, a i goryczą też. Teksty są w nich, jak w niektórych powieściach, niezrozumiałe dla kogoś, kto zna ich zaledwie urywek.
Fragment brany jest często za wyjaśnienie całości, za PODSTAWę KOMENTARZA, ZA JEGO OSTATECZNĄ OCENę. I CHYBA NIE TRZEBA NIKOGO PRZEKONYWAć, ŻE JEST TO OCENA KRZYWDZĄCA.
Kiedy czytam obce blogi, zastanawiam się nad tym, czy mam prawo wystawiania ocen cudzego życia? Przecież nie jestem niczyim suflerem. Przecież sam nie wiem, jak żyć, a będę innym mówił? Doradzał? Może instruował? Najwyżej mogę powiedzieć: ja bym postąpił tak, a tak. A ty zrobisz według swojego rozeznania.
Poza tym, by podjąć decyzję o postępowaniu, trzeba znać WSZYSTKIE okoliczności. A to oznacza, że trzeba być "w skórze" OCENIANEGO. Tak więc nie przejmujmy się prymitywnymi recenzentami z Berdyczowa i zawsze przy głosach sarkastycznych anonimów zadawajmy sobie pytanie: co nim powoduje? Życzliwość, zazdrość, bezmyślna głupota?
Pozdrawiam poświątecznie