Chcialem tylko życzyć milego weekendu i zamiescić to co znalazlem w dzisiejszej Wyborczej. Przy okazji stwierdzam po raz kolejny, iż wartościowych ludzi i rzeczy w tym kraju nigdy się nie promowalo i nie promuje. Oby kiedyś. Pozdrawiam.
Sąsiedzi wciąż lubią Polaków
Paweł T. Felis
Po raz 41. rusza dziś festiwal filmowy w Karlowych Warach. W konkursie głównym mamy prawdziwą perłę - "Parę osób, mały czas" Andrzeja Barańskiego
Festiwal w Karlowych Warach jest niemal równolatkiem Cannes, jednak przez kilkadziesiąt lat był propagandowym festiwalem obozu socjalistycznego. Pierwszy Kryształowy Glob otrzymał 58 lat temu "Ostatni etap" - najlepszy, choć skażony uproszczeniami film Wandy Jakubowskiej i pierwszy film o obozie w Oświęcimiu.
Odnowa imprezy to głównie zasługa krytyczki Evy Zaoralovej, dziś dyrektorki artystycznej festiwalu. To m.in. dzięki niej Karlowe Wary odłączyły się od Moskwy (w latach 1959-93 obydwie imprezy odbywały się na przemian co dwa lata), postawiły na kino środkowoeuropejskie, ale też otworzyły np. na Skandynawię i Azję. Opłaciło się - dziś Karlowe Wary uważane są za jeden z najważniejszych w Europie festiwali klasy A, czyli takich, które w konkursie głównym pokazują wyłącznie filmy premierowe.
Havel z Garcią
Paradoksalnie wciąż nie docenia się go w Polsce. A przecież to tu właśnie pokaże po raz pierwszy swój najnowszy film Kim Ki-duk ("Pusty dom", "Wiosna, lato, jesień, zima", "Łuk") - jego "Time" o młodych ludziach, którzy chcą uleczyć wypalony związek operacjami plastycznymi, otworzy dziś wieczorem festiwal. Europejską premierę będzie miał też "Lost City" o losach trzech braci w czasach rewolucji na Kubie z Billem Murrayem, Dustinem Hoffmanem i Andym Garcią, który film wyprodukował i wyreżyserował. Garcia otrzyma Kryształowy Glob za "wyjątkowy wkład artystyczny w światowe kino".
Gośćmi festiwalu będą m.in. Luc Besson i Terry Gilliam, który pokaże swój najnowszy film "Tideland". W pozakonkursowych sekcjach "Horyzonty" i "Kolejne spojrzenie" będą m.in. skromny, niezależny "Bubble" Stevena Soderbergha, "Il regista di matrimoni" Bellocchia, dokument Michaela Gondry'ego o czarnoskórym komiku Dave'ie Chappelle'u, a także kilka znakomitych filmów z tegorocznego Cannes ("Volver" Almodóvara, "¦wiatła o zmierzchu" Kaurismakiego, "Kajman" Morettiego) i Berlina ("Grbavica" Żbanić, "A Prairie Home Companion" Altmana). Ciekawie zapowiadają się austriacko-szwajcarski "Slumming" Michela Glawoggera, który zachwycił podczas niedawnego festiwalu Planete Doc Review dokumentem "¦mierć człowieka pracy", i najgłośniejszy tegoroczny obraz z Węgier - "Taxidermia".
Polacy bez kompleksów
Od dwunastu lat (z wyjątkiem 1998 r.) mieliśmy zawsze w konkursie głównym polski film, a nasi twórcy równie często wyjeżdżali z nagrodami (doceniono zwłaszcza "Duże zwierzę" Jerzego Stuhra, "Cześć, Tereska" Roberta Glińskiego). Polacy zasiadali w jury (Krzysztof Zanussi, Katarzyna Figura, Jerzy Skolimowski, Jerzy Stuhr, a w tym roku - Juliusz Machulski).
Rok temu "Mój Nikifor" otrzymał aż trzy najważniejsze Kryształowe Globy: dla najlepszego filmu, reżysera oraz najlepszej aktorki. Skromny film Krzysztofa Krauzego okazał się później największym sukcesem polskiego kina od czasu ostatnich filmów Kieślowskiego (ponoć Krystynie Feldman zabrakło miejsca na statuetki).
W tym roku o Kryształowe Globy walczyć będą m.in. "Kráska v nesnáz~ch" Jana H ebejka, który poprzednim filmem ("Na złamanie karku") dowiódł znakomitej formy, fińskie "Zamrożone miasto" oparte na motywach "Taksówkarza" Scorsese, wojenny dramat "Tranzyt" Aleksandra Rogożkina, jednego z najbardziej płodnych, ale też nierównych reżyserów rosyjskich ("Straż", "Kukułka"), a także filmy z Francji ("Ta dziewczyna jest moja" Virginie Wagon), Argentyny ("Przeznaczenie" Miguela Pereiry) i Korei ("Love Talk" Lee Yoon-ki). Eva Zaoralová pytana o swojego faworyta odpowiada jednak: "Parę osób, mały czas" Andrzeja Barańskiego.
Barański, czyli film spełniony
"Parę osób, mały czas" to w polskim kinie ostatnich lat jeden z nielicznych filmów spełnionych. Złożony z okruchów zdarzeń, słów, banalnych sytuacji w fascynujący sposób mówi o przyjaźni Jadwigi Stańczakowej (Krystyna Janda) i Mirona Białoszewskiego (Andrzej Hudziak), ale też o zgrzebnej codzienności w PRL-u. Kuriozalne jest tylko to, że najlepszy polski film ubiegłego roku wciąż nie doczekał się w Polsce kinowej premiery.
O główną nagrodę w sekcji "Na Wschód od Zachodu" walczyć będą pokazywana już w Rotterdamie "Oda do radości" Anny Kazejak-Dawid, Jana Komasy i Macieja Migasa oraz niedocenione u nas "Rozdroże Café" Leszka Wosiewicza, a w pozakonkursowej grupie dziesięciu obrazów wybranych przez krytyków "Variety" znalazło się "Jestem" Doroty Kędzierzawskiej.
Będą i inne polskie akcenty. Muzykę do niemieckiego filmu "Zimowa podróż" (w głównym konkursie) Hansa Steinbichlera napisał Antoni Łazarkiewicz (syn reżyserów Magdaleny i Piotra Łazarkiewiczów), a w konkursie dokumentów znalazł się film "Z punktu widzenia emerytowanego nocnego portiera". Autor Andreas Horvath, austriacki fotograf i reżyser, zafascynowany dokumentem "Z punktu widzenia nocnego portiera" Krzysztofa Kieślowskiego postanowił odnaleźć jego bohatera Mariana Osucha i sprawdzić, co zmieniło się w jego życiu po prawie 30 latach.
Jury pod przewodnictwem jugosłowiańskiego reżysera Gorana Paskaljevicia wręczy nagrody w sobotę 8 lipca.