Wiesz, myślę, że może zbyt dosłownie potraktowałaś słowa tej pani. To co ona Ci odpowiedziała, to dla mnie taka symboliczna odpowiedź. Wspólne czytanie książek oznacza dla mnie nie tylko wpatrywanie sie w te same litery, ale także patrzenie w tę samą stronę, te same marzenia, ideały, zainteresowania... To chyba znaczy, że coś niezwykle ważnego przestało ich łączyć... Przestali lubić wspólnie spędzony czas...
Nie uważam, że ta pani miała "za dobrze" i jak tylko zabrakło czegoś, co dla większości i tak jest czymś obcym, to ona już zaczęła męża posądzac o brak miłości. A może to ona przestała go kochać? Nawet nie wspomniałaś o takiej ewentualności :)
Nie mnie oceniać powody czyichś rozstań i nie mnie analizować, czy to dobre, czy złe. Ale podziwiam osoby, które potrafią zacząć nowe życie niezaleznie od tego, jak długo tkwiły w poprzednim. Nie dotyczy to tylko związków, ale także życia zawodowego, wykształcenia, miejsca zamieszkania, itd. Jak wielu luidzi boi się rewolucji, boi się "zmarnować" dotychczasowe lata spedzone na znienawidzonej posadzie w biurze, albo u boku niekochanej osoby. A dla mnie, gdybym nie miała odwagi wyrwać sie z tego, zmarnowane to byłyby te wszystkie lata, które pozostały mi jeszcze do końca życia.
Pani Krystyno, proszę wybaczyć, że ośmielam się odpowiadać na listy do Pani pisane.
Aleksi, wybacz również :)