przez MarysiaB N, 15.01.2006 17:24
Hello, jestem, witam. Bumerang na stanowisku. /Oczywiscie zajrzalam tu nie przypadkiem i oczywiscie wiem, o co chodzi./ Nie uwierzycie, ale w piatek rzucilam sie na robote. Jak bumcy dydy! I tak: ponad 2 godziny zglebialam HP od str. 267 do konca, potem prasowanko /pewnie nie pamietacie, wiec Wam przypomne, ze przed Swietami akurat z nim sie nie wyrobilam. Z wakacji wrocilam z worem brudow, wiec sprawa zaczela wygladac na pilna. Stare nieuprasowanko przenioslam z pralni na fotel przed tv, zeby miec na widoku i nie zapomniec. Przelazalo tu trzy dni, do piatku, kiedy to zrozumialam, ze 'juz czas, najwyzszy czas opuscic ten las, o jeee...' Reasumujac (kuuurcze, jakas glupawka mnie dopadla): Greenwiu, mozesz byc ze mnie dumna./ Pozniej chcialam napisac cos w HP, niestety, Stary zabral mi kabel. /W sprawie kabla - firma Kangura obiecuje zainstalowanie broadbandu. Konkretnie, to od pol roku obiecuje./ Jak juz go odzyskalam, to cos robilam, ale bij-zabij, nie pamietam co, a na koniec poszlam spac, to na pewno. Wczoraj znowu spraaawy z budowa domu /kuuurcze, czasami naprawde wysiadam/, jakis obiad czyli gwozdz, jakies zmagania z codziennoscia itp. atrakcje. Znowu poszlam spac. Dzisiaj rano wypilam kawke przed komp, pozegnalam Kamila /polecial do Meksyku, ale meksyk!/ i wybylam na wydawanie kapustki /budowa domu budowa, ale mamy wlasnie wyprzedaze i musowo cos kupic/. No, a teraz ciemna noc i moge zebrac mysli do kupy.
Tematow w HP - zaczetych, rozwinietych, nieskonczonych i innych - zatrzesienie. /A ja mam ciagle takie zaleglosci! Niektore sprzed 4 miesiecy albo i lepiej. Ale jeszcze walcze. Prosze sie wiec nie dziwic, jak z czyms wyskocze ZDAWALOBY sie nie na temat./ Po piatkowej lekturze HP takie hasla mam na kartce: 'kompot' (?), 'wymiana okien - zwrot pieniedzy', 'Walentynki', 'dupa', 'chirurg szczekowy', 'Erica - zimowy zachod slonca, no, cudny', 'maciejka - snieg', 'Grejs - znikajace teksty i Zyta', 'szpilki' i wiele, wiele innych. Na niektore tematy mam nawet jakies glebsze przemyslenia i historyjki prosto z zycia. No to pisze, ale bedzie chaotycznie, cos tak czuje w tej chwili.
Nie wiem, o jakie drzewo chodzi /pewnie sie dowiem, jak zglebie strony 261-267/, ale jesli chodzi o mnie, to ja pod drzewem razem z Teremi.
Przebaczenie. Pisalam o nim przy okazji kary smierci. W sytuacjach ostatecznych, ktorych nie chce nawet wymieniac, bo sie boje, w moim przypadku raczej niemozliwe. /Na szczescie, Bogu dzieki, moge tylko przypuszczac./ Nie godze sie na kare smierci i nie potrafie przebaczyc tym, ktorzy ja z premedytacja, swiadomie zadali. Nikt nie ma prawa wybaczyc za tych, ktorych nie ma. A w swoim imieniu? Czulabym, ze sprzeniewierzylam sie tej osobie, wiernosci, milosci... Tym, ktorzy potrafia powiedziec: 'przebaczam', bo tak wlasnie czuja, daja czasami medale. Eleni dostala we Wloszech nagrode sw. Rity, bo wybaczyla zabojcy swojej corki. Jest to nagroda miedzynarodowa przyznawana trzem kobietom, ktore potrafily w swoim zyciu przebaczyc. Fragmenty z wywiadow z Eleni: 'Piotra znaliśmy bardzo dobrze, przychodził do nas często na obiady. Nigdy nie nazwałam go mordercą. Zadzwoniłam do jego matki, mówiąc, że obydwie straciłyśmy dzieci. Przebaczyłam mu od razu, nie czułam do niego nienawiści, żalu, chęci zemsty. Jest różnica pomiędzy bólem i cierpieniem, brakiem córki — a samym przebaczeniem. Tego bólu nie można zlikwidować, to jest nieutulony żal, który trudno określić... Czym innym jest jednak czuć ból, ale przebaczyć. Teraz mogę powiedzieć, że jestem w stanie ponieść każdy ciężar, każdy krzyż. Przebaczyłam, dlatego, że uważam, że przebaczyć to nie znaczy zapomnieć, ale pozbyć się negatywnych emocji. Człowiek pozbywa się niedobrych emocji, które od środka zabijają i emanowałyby na naszych najbliższych i przyjaciół. Nie mogłabym dalej wykonywać swojego zawodu, nie mogłabym śpiewać. Nie można żyć przeszłością, trzeba iść na przód, a to wcale nie znaczy, że ja zapomniałam.'
Jesli chodzi o sprawy mniejszego kalibru, ale ciagle powazne, chociaz inaczej, to byly /a moze nawet jeszcze sa/ sytuacje w moim rodzinnym domu, kiedy musialam cos w sobie przelamac, zdusic zal i poczucie krzywdy, wybaczyc. Czasami wystarczy zapytac siebie o szarej godzinie: 'A czy ja nie bylam bez winy, czy byla wtedy we mnie dobra wola, czy zawsze jestem w porzadku, tak w ogole?', poszukac jakis usprawiedliwien, wytlumaczen-nadziei, zobaczyc w nim, w niej czlowieka z garbem przesmutnych wspomnien, np. Jesli tylko sie da, to warto wybaczyc. Z czystego egoizmu chociazby. Zeby poczuc na dnie serca zbawienny spokoj i lekkosc. Kiedy okaze sie, ze na wszystko juz za pozno, ze nie ma komu wybaczyc, pieklem za zycia moze stac sie klatka z wyrzutow sumienia, o ile je mamy...
Tak naprawde to nie wybaczylam raz, tzn. nie wybaczylam wtedy, kiedy bardzo bolalo, bo teraz to juz prehistoria bez zadnego znaczenia. Nie potrafilam wybaczyc zdrady. Nie bede sie rozpisywac co i jak, bo wyjdzie z tego melodramat, w kazdym razie nie dalam mu drugiej szansy, nie odwrocilam sie do niego. Przelamalam cos w sobie, ale zupelnie inaczej: on dla mnie przestal istniec, a ja sie odrodzilam.
W sytuacjach codziennych, zwyczajnych nie znam nikogo, komu mialabym cos przebaczyc. Za duze slowo na potyczki z Kangurem czy spiecia z innymi bliznimi. Nikt mi nie zrobil zadnego swinstwa /a moze nie pamietam?/, o wielkich krzywdach nie wspominajac. Nie przebaczam wiec, czasami tylko musze bardziej sie postarac, zeby przejsc nad czyms do porzadku dziennego. Faktem jest, ze jesli ktos mnie przesladuje, w moim odczuciu czepia sie bez ladu i skladu, to potrafie zaryczec jak zraniony slon /a moze lew?/. Zanim jednak do tego dojdzie, wysylam ze dwa sygnaly pt. 'Czlowieku, daj mi spokoj.' Sygnaly podszyte troska o dalszy rozwoj wypadkow /w koncu znam siebie nie od dzis/. Nabzdyczam sie na 2-3 dni, tak mniej wiecej. Dluzej to przesada. Nie jestem pamietliwa, a tym bardziej msciwa. Jesli ktos dobrze do mnie zagada, a najlepiej rozsmieszy /nie oczekuje przeprosin na kleczkach/, od razu mi przechodzi, o ile wczesniej to sie nie stalo. Mam wtedy wyrzuty sumienia, ze to nie byla moja inicjatywa. Pozostaje wdziecznosc. OK, koniec z przebaczaniem. Niezly temat na niedziele. Mozna zastanowic sie nad swoja podloscia i maloscia, z zaraz potem 'zachwycic' wspanialomyslnoscia.
Inne historie czekaja, w planach byla cd, ale nie wiem kiedy, zrobila sie trzecia. No to spadunek. Zostawiam zdjecie...uwaga, uwaga, Izabella!...niebieskiego i wzburzonego oceanu. Taki wlasnie mnie porywa, zachwyca, oniesmiela, zadziwia i przeraza potega zywiolu. Pa...
Ps. Przypomnial mi sie jeszcze wpis z mojego pamietnika: 'Najszlachetniejsza zemsta jest przebaczenie.'
Ostatnio edytowano Pn, 16.01.2006 02:26 przez
MarysiaB, łącznie edytowano 2 razy