przez a,kuku! Śr, 21.12.2005 23:00
Witam!
Mimo, że w agencji reklamowej nie mogłabym pracować, muszę się jakoś przedstawić i zaprezentować Moje Dziecko. No nic... Po prostu możecie sobie poczytać. Ostrzegam, że, wbrew wszelkim pozorom, to nie kicz. ;-p
Grusza
Kur zapiał i zaczął się nowy dzień. Ranna mgła powoli oczyszczała i odświeżała podwarszawskie miasteczko z sennych mroków nocy. Od lasu biła intensywnie wściekła i soczysta zieleń, a to za sprawą wschodzącego słońca, które roztaczało swoje blaski, chwaląc się swymi władczymi urokami. Wielu ludzi zaczynało ten dzień, tak jak przystało, od modlitwy, Żydzi szykowali się do szabasu, a młodzi ganiali bydło na zroszone pastwiska.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się piękny, dlatego hrabia szybko chciał zacząć zbiory. Hrabia Józef był przedstawicielem znakomitego rodu. Posiadał wielki majątek- większych wiosek i osad miał ponad setkę. Jego żona, Jadwiga, powiła mu sześcioro pięknych dzieci. Pociechy rosły szybko i zdrowo, najstarszy syn zdobywał wykształcenie, aby w przyszłości zająć miejsce ojca. Bardzo urodziwe córki Józefa zajmowały się sukniami i balami, jedynie Jagienka, najmłodsza z rodzeństwa, obrała inną drogę. Obiecano ją Bogu, mimo że wielu paniczów ubiegało się o nią. Jej subtelny wygląd przyciągał mężczyzn z całego Królestwa. Miała duże, piwne oczy, niewinny i bardzo przyjemny uśmiech, który co raz odkrywał rządek drobnych, białych ząbków, długie i mocne włosy oplatające jej kibić niczym winorośl oraz niezwykle symetryczną twarz o delikatnych i szlachetnych rysach. Jej wejściu do pokojów towarzyszyła świeżość i letni zapach fiołków, który swoją wonią odurzał panów. Aż dziw bierze, że taka piękność zdecydowała się na życie w celibacie.
Trzy razy dziennie odmawiała pacierz, w środy i piątki pościła, a kościół stał się dla niej drugim domem. Przy całej tej pobożności pomagała w domu i gospodarstwie, a dla wieśniaków zawsze miała dobre słowo.
Jedynym utrapieniem rodziny był ich pałac. Pewnego wieczoru, kiedy Jagnę gościł proboszcz tamtejszej parafii, pani Jadwiga, ujrzała w salonie na ścianie obok obrazu Najświętszej Panienki odwrócony krucyfiks namalowany jakąś czerwoną mazią. W domu zapanował oczywisty popłoch i trwoga. Dopiero przybycie Jagny zgasiło płomień zwątpienia i przestrachu, jednak ta pusta świadomość okrawała o obłęd. Takie i podobne sceny zdarzały się coraz częściej, jedynie żarliwe wołanie Jagny do Boga oddalało widmo niebezpieczeństwa. Szybko zaczęto uważać ją za świętą, zesłaną prze Najwyższego do walki z siłami nieczystymi.
***
Karczma była jedynym w okolicy miejscem, gdzie wszyscy chłopi i przyjezdni balowali do rana. Jak zwykle siedziało tam kilku bywalców i odpoczywało po całodniowych zbiorach. Gdy zbliżała się północ, u drzwi stanął potężny jegomość. Usiadł przy szynkwasie zawołał gospodarza i poprosił o kufel tamtejszego piwa. Cały czas milczał i prosił o kolejne szklanki. Przywdziany był starą, poszarpaną szmatą, która przypominała zakonny habit. Tubylcy zaczęli szemrać między sobą o nieznajomym, w końcu jakiś chłop odezwał się:
- Skąd to przyjechaliście, panie?
- Pochodzę z Cesarstwa. Nad Niemnem przyszło mi mieszkać.
- A dokąd zmierzacie?
- Przed siebie – mruknął.
Na dalsze próby nawiązania rozmowy Rosjanin nie reagował. Zainteresował się dopiero wówczas, gdy mężczyźni poruszyli sprawę nawiedzonego domu. Przysłuchiwał się dłuższą chwilę.
- Czyli mówicie, że tam straszy? – podjął spokojnie temat.
- O, widzę, że wielmożny odzyskał mowę.
- To straszy tam, czy nie?!- zaczął ostrzej.
- Ano, tak ludzie gadają- wtrącił inny- podobno u państwa hrabiostwa we dworze różne rzeczy się dzieją. Mówią, że tam diabeł swoje rządy wprowadza. Dlatego panienka Jagna nie wyjechała do klasztoru.
- A co ona może zrobić, jeśli idzie o siły nieczyste?
- To pan nie słyszał o pannie Jagnie?! Toż to przecież święta! Ona szepnie Bogu kilka słodkich słówek i od razu wszystko znika!
- A gdzież ten pałac?
- Niedaleko lasu. Tam prowadzi droga nad rzeką. – Nieznajomy zostawił kilka rubli i szykował się do wyjścia – Dokąd idziecie?
- Idę do tej waszej świętej!
- Nie uchodzi o tak późnej porze odwiedzać hrabiego!
- Jeśli Jagna, o której tyle gadacie, okaże trochę miłosierdzia, przyjmie na noc biednego żebraka.
Wyszedł szybko, zostawiając chłopów w osłupieniu. Noc była gwiaździsta i ciepła. Zaczął biec. Spod kaptura wyłonił się ostry, wschodni profil. Włosy miał długie, w nieładzie, czarne jak smoła, spod podobnej brody widać było mocno zarysowaną linię szczęki. W ciemności jego oczy świeciły przejmująco jak węgielki i w zagubieniu szukały czegoś niewidocznego na niebie. Jego rosła postać na pewno przestraszyłaby niejednego podróżującego sztukmistrza, który wziąłby go za zbira. W istocie takie sprawiał wrażenie.
Gdy dotarł do domu, psy zaczęły ujadać i naprzeciw niemu wyszedł gospodarz. W dłoni trzymał fuzję, w razie napadu. Gdy jednak zobaczył, że nadchodzi włóczęga, przybrał dobroduszny i sarmacki wyraz twarzy.
- Niech będzie pochwalony! – odezwał się Rosjanin.
- I na wieki wieków. A co to tak po nocy się włóczycie, dobry człowieku?
- Właściwie to nie wiem, szukam jakiegoś schronienia.
- Tak, tak... Teraz to strach wychodzić po ciemku. Wszędzie pełno łotrów, bandytów, tylko czekają na sposobność, żeby ograbić ziemiaństwo. Raz nawet słyszałem, że... A! Ale przecież nie będziemy stać na podwórzu. Proszę wchodzić. Widzę, że należysz do jakiego zakonu, dobrodzieju, ale to chyba nie przeszkodzi w zakosztowaniu prawdziwej, polskiej siwuchy! He, he...
- Przeto ja jestem tylko prostym kaznodzieją, proszę się mną nie zajmować...
- Gość w dom- Bóg w dom! Chyba nie odmówi ksiądz błogosławieństwa naszemu dworkowi. Trzeba się radować i ...pić! Oczywiście ku chwale bożej! He, he.
Hrabia wprowadził przybysza do środka. Podano do stołu, lecz Rosjanin po kolacji w karczmie nie był głodny i Józefowi zdawało się, że pości z wielkiej pokory. Do kuchni zaczęli schodzić się domownicy, słysząc nowo przybyłego. Żebrak nazywał się Gregorij i pochodził z ubogiej rosyjskiej rodziny. Przy stole opisywał swoje liczne historie związane z tułaczym trybem życia. Opowiadając, cały czas obserwował zgromadzonych i nie mógł zrozumieć, dlaczego szatan wybrał ich jako swe ofiary, przecież to porządna rodzina, którą trudno będzie sprowadzić na złą drogę. Ale Diabolos lubi trudne wyzwania.
Wypatrywał niewiasty, o której słyszał w oberży. Niecierpliwił się trochę i zaczął być opryskliwy, ale zebrani usprawiedliwili to zmęczeniem. Wreszcie weszła Jagna, która właśnie skończyła różaniec w intencji wszystkich zapomnianych poległych za ojczyznę . Oczy Gregorija zapałały jeszcze większym blaskiem. Dziewczyna ubrana była w delikatną i skromną sukienkę z miłego w dotyku materiału. Przez odzienie rysowały się kształty talii, której subtelność podkreślała jeszcze bardziej jej niedostępność. Jagienka zdumiała się młodym wiekiem przybysza, bowiem wędrowni kaznodzieje są zazwyczaj starzy. Niemniej jednak bardzo dobrze im się rozmawiało podczas kolacji. Gregorij okazał się człowiekiem bardzo wierzącym i mądrym. Cytował całe ustępy z Pisma świętego, wykazał się dużą znajomością prawa kościelnego oraz tradycji. Dziewczyna była pełna podziwu dla jego bogatego doświadczenia i wierności.
***
Wszedł do jej pokoju bez pukania tak samo, jak wchodzi się do siebie. Było już ciemno, rodzina udała się na bal organizowany przez księcia Sandomierskiego. Jagna i Gregorij zostali, aby odbyć wspólną pokutę. Przestraszyła się, widząc jego nienaturalnie rozpaloną twarz z przekrwionymi oczami. Upadł przed nią w straszliwej drżączce i wargami dotykał jej stóp. Zachowywał się podobnie jak epileptyk w czasie ataku. Wołał coś, bredził, tarzał się po posadzce. Dziewczyna zrozumiała, że coś się stało w salonie. Zbiegła tam, jednak niczego nie ujrzała. Poszła szybko na górę w obawie, że może faktycznie jest to padaczka. Ale Gregorij przytulony do ściany wykrzykiwał imiona świętych, przeklinał i wychwalał na przemian Boga, mówił o Maryi, o Jej niebezpieczeństwie, o gniewie bożym. Nagle upadł i stracił przytomność.
Zdołała go ocucić dopiero po kilku godzinach. Wyczerpany trzymał głowę na jej kolanach, a ona z szacunkiem dotykała jego włosów i twarzy. Wiedziała jedno - on miał widzenie. Wtem zerwał się na równe nogi, jakby napełniony energią. Przyciągnął ją do siebie i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Zaczęła się wyrywać i bronić przed grzechem, ale on przekonywał ją, że taka jest wola boża, że Bóg mu mówił, iż pragnie ich połączenia, chce, aby on ją posiadł. Jagna w akcie rozpaczy odepchnęła mężczyznę. Gregorij w odpowiedzi na ten gest wywrócił stół, na którym stał serwis do kawy, wpadł w istną furię. Z obłędem w oczach wył i ryczał, miotał się i nagle zamilkł potulnie zbliżając się do jej nóg. Przytulił się do jej łona i błagał, żeby się mu oddała.
- Widzisz! Klęczę przed tobą i skamlę... Zrobiłbym dla ciebie wszystko.
- Nie chcę, nie wolno mi!
- Ale dlaczego?! Sam Bóg mi to rozkazał, powiedział: „Idź i weź sobie tą, która w najczystszym Duchu połączy się z tobą ciałem, albowiem będzie to we Mnie. Idź i zbaw świat, Mój Synu ”.
- Kim ty jesteś? Czego chcesz...
- „Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.”
- Boże!
- Wszystko, co chcesz powiedzieć Ojcu, wypowiedz przez usta moje. Chodź do mnie...
- Przeklęty!
- „Biada ziemi i biada morzu – bo zstąpił do was diabeł, pałając wielkim gniewem, świadom, że mało ma czasu.” Nie przeciwstawiaj się Panu. –
pochwycił ją za ramiona ruchem niepozornym, lecz stanowczym. Jagna została owładnięta jego piekielnym spojrzeniem. Paliły ją jego oczy, z ciemnych tęczówek wyzierał jakiś obcy blask, który przyprawiał o drżenie. Wiedziała, że musi go powstrzymać, ale czuła, że właśnie tego mężczyzny pragnie najbardziej na świecie. Chciała odmówić osobisty egzorcyzm, lecz za nim wypowiedziała zbawienne „Pod Twoją obronę...” posłyszała jakieś szmery z jego pięknych ust.
- „Otrzymują znamię ... i nikt nie może kup... ni sprzedać imienia Bestii... lub liczby... imienia.” – dyszał, nie w pełni świadom swoich słów. Głos mu się
rwał, aż zadźwięczał w swojej pełni – „Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć”! – począł władać jej ciałem i duchem, aż mu dobrowolnie uległa. Robiła dokładnie to, co jej kazał. Szaleńcze namiętności, jakie nią targały jeszcze bardziej wzmagały napięcie. Nienawidziła siebie za tą nieczystość, ale jednocześnie plugawienie się w grzechu dawało jej szatańską satysfakcję.
Nigdy nie czuła się w taki sposób. Rosjanin opanował jej wnętrze zupełnie. Jego atletyczne ciało przyprawiało ją o drżenie, za każdą pieszczotę sprzedawała duszę diabłu. Czerpała z niego niewyobrażalnie dużo specyficznej i demonicznej przyjemności.
Następnego dnia domownicy wstali dopiero w południe. Wszyscy z zadowoleniem wspominali wczorajszy bal, jedynie Jagna siedziała milcząca z wypiekami na twarzy. Gregorij pojawił się najpóźniej. Od czasu jego pierwszej wizyty w tym domu minęło już trzy tygodnie, więc w jakimś stopniu czuł się pewnie u hrabiego. Miał, widać, zły humor, bo również nie odzywał się ani słowem. Nie zapytał nawet z grzeczności, czy udała się uczta.
***
Dzień za dniem mijały, a gość nie zamierzał opuszczać przystani, w której pozwalał sobie na coraz więcej. W rzeczywistości nie był takim wyjątkowym, za jakiego uchodził. Coraz częściej odwiedzał tawernę, pił, klął na służbę. W normalnej sytuacji Józef z pewnością wygoniłby go, jednak jego najdroższa córka zajadle broniła i ukrywała postępki Gregorija. Tłumaczyła, że jest świętym człowiekiem i że nikt z rodu nie jest nawet godzien zawiązać mu rzemyka u sandała. Dla Jagny sytuacja również była uciążliwa, lecz ciągłe zdrady z wieśniaczkami, poniżanie przy najbliższych, czasem nawet bicie, wynagradzał jej namiętnymi nocami, w których mdlała z rozkoszy. Jagna bała się, że go utraci, dlatego spełniała każde jego pragnienie, począwszy od zmysłowych kaprysów do powtarzających się pieniężnych zachcianek. Obdarowywała go najrozmaitszymi upominkami, kupiła mu powóz, zamawiała najdroższe kontusze, w których i tak nie chodził, ponieważ nie chciał identyfikować się ze szlachtą, co oczywiście nie przeszkadzało mu wykorzystywać jej przedstawicielki. W towarzystwie Jagny został wprowadzany na salony. Uchodził za świętego o ekscentrycznym sposobie bycia. Podczas balów miewał wizje, dzięki którym zdobył zaufanie i szacunek śmietanki towarzyskiej, ale też, gdy się upił, władały nim trzy, tak charakterystyczne dla Rosjan, cechy. Wino, kobiety i śpiew. Uwodził niewiasty niskiego stanu, ale baronowe i księżne również nie pozostawały mu obojętne. Wystarczyło, że poprosił którąś z nich szarmancko w ustronie i już znajdował się z nią w sypialni...
Pewnego wieczoru Gregorij i Jagna gościli u Stefanii, żony wysoko postawionego działacza państwowego. Na nieszczęście przygotowujących, „święty” zmierzał spędzić tę noc na hulańczej zabawie. Kiedy wypił wystarczająco dużo, aby pokazać na co go stać, zaczęły się tańce. Orkiestra grała jakieś cygańskie melodie, a na parkiet weszły młodziutkie Cyganki. Gregorij poczuwszy w sobie zapał, dołączył do nich. Oczarował wszystkie panie, każda chciała zbliżyć się do niego i dać się owładnąć jego spojrzeniom. Rzeczą, jaką przyciągał panie do siebie, było to niebezpieczeństwo, czające się w tuż pod powierzchnią jego własnej osoby, niebezpieczeństwo ukryte, ale jakże wyczuwalne! Znudzony tańcem zbliżył się do swej dawnej kochanki – Stefanii. Jako gospodyni siedziała razem z mężem Iwanem, generałem armii rosyjskiej, w towarzystwie samych znakomitości. Bez skrępowania podszedł do nich, przykląkł przy Stefanii i złożył na jej szyi pocałunek.
- Jak pan śmie! – krzyknął wzburzony mąż – Pan uwłacza mojemu dobremu imieniu i godności mojej małżonki!
- Przecież się tylko przywitałem, do diaska. – zagrzmiał.
- Proszę zamilknąć, jest pan w towarzystwie dam!
- Te twoje panny nie są damami, tylko zwykłymi latawicami!
- Niech pan natychmiast się stąd wynosi!
- Twoja żona jest najlepsza... – generał na te słowa rzucił się na Gregorija z pięściami. Wielki chłop, odepchną z całej siły Iwana. Ten przewrócił cały stół i wylądował z głową w półmisku z pieczenią .
- Z tobą chyba nigdy nie robiła tego co ze mną. – powiedział głośno, aby pozostali dobrze usłyszeli te słowa.
Wyszedł szybko z pałacu zostawiając widownię w osłupieniu, a Iwana w pieczeni i udał się w stronę powozu. Jagna, która tej scenie przyglądała się bezradnie, pobiegła za nim i zaczęła błagać, żeby przeprosił generałową i Iwana. Zastąpiła mu drogę, ale Gregorij był zbytnio pijany, więc jednym uderzeniem w twarz powalił swą kochankę na ziemię.
- Zamilcz, ścierwo! – uciął krótko. Hrabianka nie chciała ustąpić i zdesperowana zaczęła go ciągnąć w stronę pałacu. Trzymała jego habit, a on otrząsał się z jej objęć jak z najobrzydliwszego robactwa.
- Paskudź beze mnie, dziwko! Tfu! – i posłał jej ostatni pocałunek, jakiego
doświadczyła w życiu, a był to strzał pełen jadu i wstrętu. Prawie rozciął jej usta, a ona, zwiedziona szatańskością Gregorija i pozbawiona wstydu, przywarła do jego stóp.
- Zabierz mnie ze sobą, mistrzu! – łkała. – Stanę się twoją niewolnicą! Sługą twego Pana! Sprzedaj moją duszę Temu, któremu ty sprzedałeś, błagam!
- I tak już jesteś w Jego rękach, Lilit!
Rzucił okiem na jej poniżoną i szaleńczą postać i nie mógł się powstrzymać od plunięcia jej w twarz. Odszedł. I w tym momencie wszystko nagle prysło. Bóstwo Gregorija nabrało dla niej potwornego, grzesznego obrazu. Tak jakby ślina stała się źródłem poznania dobra i zła. Dopiero teraz dotarła do jej świadomości cała beznadziejna demoniczność sytuacji. Przecież została zbezczeszczona przez samą istotę Zła. Została wyklęta przez Mesjasza. Stała się tą istotą, która mimo skruchy nie dostąpi zbawienia, bowiem w samym akcie wyboru zła, została stracona. Stała się aniołem ciemności...
Nie mogła znieść dłużej wzroku innych. Podniosła się z ziemi i usunęła z ich oczu.
Pobiegła na skraj lasu, skąd widać było pole. Mroczna noc, tysiące gwiazd i ten nienaturalnej wielkości miedziany księżyc dawał jakąś lekkość jej ciału. Z tej rozpierającej, wewnętrznej siły zapragnęła wznieść się w przestworza i stać się pustką. Pustką jakże błogosławioną, nie mogącą cierpieć, ani grzeszyć. I poczuła powiew, zapowiadający tak wiele dobrego. Jego świeżość i chłód upragnionej, bliskiej nicości.
Przed oczami ukazały się jej świetliste, o zimnych kolorach, promieniście rozchodzące się linie. Tak! Stała się pustką! Wybaczył jej! Jakaż była jej radość i miłość do Chrystusa, dopóki z potężnym łomotem nie upadła na ziemię. Wszystko przeminęło, ukazując nagą rzeczywistość. Las wydłużył się, zaokrąglił, zaczął ją wciągać w swe otchłanie. Słyszała wiele piskliwych krzyków, drobnych i przeciągłych. Z przerażeniem wstała i pobiegła w stronę pola, do najbliższego snopka siana. Pochwyciła widły i mocnymi ruchami cięła powietrze, odganiając się od widm.
Rano znaleziono ją martwą pod gruszą, z jej poharatanego ciała jeszcze sączyła się krew.
***
„I rozgniewał się Smok na niewiastę i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwa Jezusa.”