Romans
Nie zostałem u niej na noc. Złość stała się moim kompanem na cały wieczór. Siedzieliśmy sobie razem z tą złością i roztaczaliśmy w powietrzu przypuszczenia. Jakby mogło być gdyby jednak Joel nie wrócił zbyt wcześnie. I jak by to było gdyby okno w jej kuchni było większe i trochę niżej osadzone. A jak by to było pięknie, gdyby Joel nie miał tak dobrego słuchu. Pamiętam różne swoje ucieczki. Zawsze skuteczne. No może jedna nie. Miałem 12 lat. Przede mną kamienice ponure a za mną ona...chciałem być złapany...udało się. Jednak Joel nie wyglądał tak romantycznie. Biegł szybko. Na szczęście to ja znałem tylne wejście do kamienicy nr 5. Całą zimną noc siedziałem pod schodami i zastanawiałem się ile można zrobić dla tych kilku chwil z Anną.
Poranek przywitał mnie wspólnie z dozorcą. Znał mnie. Kiwnął głową porozumiewawczo.
- Wrócił wcześniej ? ? zapytał
- Wrócił o całe pięć minut za wcześnie.
- Bydle z Pana, Panie Krutter...
Odszedł, ciągnąc lewą nogą. Lubiłem go. Tak trzeźwo oceniał rzeczywistość. Wyczołgałem się do światła. Przechodnie z porannymi zakupami przyglądali się zjawisku zwanym Henry Krutter. Henry prawnik, Henry przyjaciel wielu, Henry kochanek. Miałem wiele wcieleń. Ostatnie lubiłem najbardziej. Pomyślałem o Annie. Wiedziałem jednak, że znajdzie wytłumaczenia dla tej z pozoru beznadziejnej sytuacji. Robiła to łatwo. Kiedy była dzieckiem z niezwykłą lekkością znajdywała zgubione przedmioty. Teraz robiła to samo. Szklane kulki zamieniły się w drobne kłamstewka.
Do domu dotarłem ok. 9.00. Lodówka przypominała pustą poczekalnię dworcową. Jedyny pasażer w postaci puszki z kukurydzą już dawno powinien odjechać? Nie wyglądałem dobrze. Spałem do późnego popołudnia.
Romans z Anną trwał już kilka tygodni. Zanim ją poznałem widywałem ją w teatrze na głupkowatych angielskich komediach. Płakaliśmy w tych samych momentach. ¦mialiśmy się zawsze wtedy kiedy nikomu nie było do śmiechu. Podczas jednej z przerw podeszła do mnie. Stałem sam, Sylwia czytała w toalecie ogłoszenia matrymonialne.
- Mam na imię Anna i śmiałam się razem z Tobą...podczas spektaklu
- Henry Krutter. Dobry prawnik i ogrodnik.
- Chyba maMY podobne poczucie humoru, albo jako jedyni...
Pojawiła się Sylwia. Anna wniknęła w tłum. A to ?MY? zostało. Niewątpliwym sukcesem Anny podczas przedstawienia by_o namówienie pracownika szatni do przekazania mi pustej paczki papierosów z numerem telefonu w środku. Sylwia nic nie zauważyła. Czułem zbliżające się hordy nowych wydarzeń.
Spotkaliśmy się ponownie. Nie wspominaliśmy o Joelu i poprzedniej nocy. Płaszcz Anny włóczył się własną drogą całując mokry chodnik. Szliśmy długo wspominając wspólne wybuchy radości podczas teatralnych zgrupowań. Myślałem o niej bez ubrania. Wyobraźnia bawiła się mną jak dziecko gniotące niedopompowaną piłką. Wieczór zakończyliśmy w barze u Stanforda. Wypiłem tyle co zwykle. Mówiłem tyle co zwykle. Anna stłukła szklankę do whisky. Opętaliśmy się wspólnie...