La Divina,
Każda Shirley to pewien etap mojego życia. Tak jakoś się ukladalo, że w momentach przełomowych dla mnie zawsze gdzieś pojawiała się Shirley. Pamietam pierwszą bardzo wyraźnie(a tu już minęło chyba z 10 lat).¦miech, smiech,śmiech, gromki śmiech i wiele rzeczy jeszcze nie do końca dla mnie zrozumiałych( byłam wtedy na początku liceum). Po tym spektaklu było spotkanie z Panią. I widziałam, że ta Shirley to Pani też po części, szczególnie jak opowiadała Pani o swoich planach zawodowych i ich realizacji.To było niczym „Ja się tak nie bać żyć!!!”””
Wtedy w liceum, to najbardziej przemawiała do mnie motyw tzw."szkolny" z pitaniami;) Nauczyciele, którzy zaklasyfikowali sobie człowieka na początku do określonej kategorii pt. ty umiesz na tyle i tyle i choćbyś się nie wiem jak staral,to poglądu nie zmienimy. A przez całe 4 lata się człowiek męczył z ich zaszeregowaniem.Triumf na maturze taki, że szczęki im pospadały. Mylili się…A moja Shirley została obudzona…
Ale prawdziwy przełom z Shirley na sztandarze to studia. Ja się już nie bałam żyć, ja zaczęłam kochać żyć. I ktoś mi wtedy powiedział :"Ty jesteś fantastyczna". A ja w to uwierzyłam i tak mam już do dziś. A któregoś roku posłuchałam mojej Shirley i pojechałam za sercem na Sycylię. No szaleństwo roku to było, jak uznali moim znajomi. I było tak: „potem to już wynikało. Naprawdę, że to wynikało.I z tego nieba, i tego morza, ze słońca i z tego wina.” Odważyłam się na coś niesamowitego i wiem, że Shirley mi w tym pomogła.
Potem 4 lata temu przyszła Warszawa. Ja się już w ogóle nie bałam żyć. A dziś mówię, że wiem, że żyję i marzenia są tam, gdzie być powinny. Tekst Shirley jest zawsze pod ręką i wracam do niego, kiedy mam na to ochotę, albo gdy życie coś kombinuje…;) Przez te wszystkie lata obejrzało ze mną Shirley mnóstwo znajomych. Niektórzy się zmienili, niektórzy pojechali za marzeniami, inni nadal się boją żyć…No i dzięki Shirley niektórzy po raz pierwszy widzieli Panią na scenie i byli zachwyceni.
A w grudniu zaś dam się porwać tej jedynej w swoim rodzaju blondynie z walizką i w prochowcu, serwującej sadzone z ziemniakami…(jak ja się cieszę,że ona wraca:))))
La Divina- dziękuję!!!!!