Pamiętny dzień 13 maja 2003 roku…
To był ktoś wyjątkowy... Przez cała drogę słuchał, obserwował… nasze spojrzenia, co jakiś czas, spotykały się we wstecznym lusterku, uchodząc uwadze pozostałych pasażerów… i milczał…spokojny, tajemniczy. Nie uśmiechał się… uśmiechały się tylko jego szare, zamyślone oczy. Nabierały wówczas niesamowitego blasku, by za chwilę zgasnąć i pozostawić w moim sercu tęsknotę. Jego piękne, mocne, męskie dłonie oparte na kierownicy mercedesa wiodły nas po ulicach Warszawy skąpanej w deszczu. Czułam się z nim bardzo bezpiecznie… już nie ma takich mężczyzn.
Kiedy zamyślona wychodziłam z samochodu uratował mi życie… zginęłabym pod kołami rozpędzonego autobusu… ale uratował mnie…I kiedy, oszołomiona zatrzasnęłam już drzwi samochodu uświadomiłam sobie, że to był ON, mój Kostas. Przegapiłam. Ale wiem, że istnieje… Ta świadomość jest siłą mojego życia. A wszystko dzięki Shirley!
PS. Tylko tak mówiłąm żartem.... :))))
Pozdrawiam gorąco i życzę dalszych sukcesów ;))