przez MarysiaB N, 06.11.2005 15:34
No, czesc, to ja, Wasza Kangurzyca, a raczej jej zwloki. Luuudzie, jaki weekend mialam! WY-SIAD-KA! Nie bede sie rozpisywala, bo nie chce nawet o tym myslec. Powiem Wam jedno: nie odkladajcie kupna kiecki na komunie corki na tydzien przed ta komunia. Te hektary szmat w sklepach pod jednym dachem moga Was zwiesc, nie ulegajcie wiec omamom wzrokowym! Wczoraj wrocilam po szesciogodzinnym maratonie /Kangur spiera sie, ze siedmio-/ z bluzka dla Oli z za krotkimi rekawami /kupiona w desperacji, zeby nie wrocic z niczym; nic to, przekonalam wszystkich, nawet siebie, ze to mial byc rekaw trzy czwarte/. Wykonczona padlam na kanape, zalozylam nogi na oparcie i dawalam czasowi czas. Rzeczywiscie, czas plynie i zabija rany. Dawanie czasowi czasu okazalo sie tworcze, bo taka mysl przyszla do mnie: Jakby Kangur dal mi na operacje plastyczna, to moze jakis ciuch by mi podpasowal. Od razu mu te mysl sprzedalam. Niestety, drogi malzonek, zreszta sknera, powiedzial, ze nie da, bo nie ma /akurat!/. Potem nastala niedziela, u mnie jeszcze dzis, ale nie byla lepsza od soboty. W zasadzie czekam na poniedzialek.
Poki co, jeszcze o Makybe Diva, klaczy, ktora trzy razy pod rzad wygrala Melbourne Cup. W dzisisejszym Herald Sun artykul o niej i jej wlascicielach na cale dwie strony. O MC mowi sie, ze to wyscig, ktory 'stops a nation'. W gazecie tak wlasnie napisano o Divie -'horse that stopped a nation'. Ponad 14,5 mln dolarow - tyle lacznie zgarnela na torach, suma rekordowa w historii wyscigow w Australazji. I pomyslec, ze do Tony Santica, wlasciciela, rybaka-biznesmena, polawiacza tunczykow, trafila troche przez przypadek. Pochodzi z rodziny krolewskiej. Jej matka, Tugela, nalezala do znanego hodowcy ksiecia Khalida Abdullaha /dla Zachodu - Mr K. Abdullah/, szwagra krola Arabii Saudyjskiej. Podrozowala jumbo jetem z USA do Irlandii i UK. Diva urodzila sie w Wlk. Brytanii w marcu 1999r. Potem Tugela /ze zrebakiem/ zostala wystawiona na sprzedaz. Kupil ja za 154 tys. dol. Tony Santic z Poludniowej Australii, a konkretnie agent w jego imieniu. Nowy wlasciciel nie chcial ciagnac zrebaka na drugi koniec swiata. Przyszla diva zostala wystawiona na sprzedaz, ale nie znalazla nabywcy /a jej brat, w jakies tam czesci, zostal sprzedany w tym roku za 1,59 mln dol.! - rekord w Australii/. Santic zabral ja razem z matka. Przylecialy samolotem z transportem bananow. Imie wymyslily jej pracownice Santica - utworzyly je z pierwszych liter swoich wlasnych /Maureen, Kylie, Belinda, Dianne/Diana, Vanessa/. Dosc pozno wystartowala, bo w wieku czterech lat, ale wierzono w nia i jej dobre perspektywy. Tu prawie poetycki opis Divy: 'She was plain but well built, with an intelligent head and an eye that missed nothing. She was alert, with quick reactions and a haughty manner.' Kiedy 1. listopada br. po raz trzeci wygrala MC, jej trener powiedzial, ze tylko najmlodsze dziecko z tlumu zgromadzonego we Flemington ma szanse zobaczyc innego konia osiagajacego to samo /jak dotad cztery inne konie wygraly MC po dwa razy/. Makybe Diva stala sie czescia historii MC. Rowniez dlatego, ze jej wlasciciel po odebraniu zlotego pucharu /o wartosci 75 tys. dol.; nagroda w pierwszym MC w 1861r. byl zloty zegarek i 170 funtow/, oglosil jej przejscie na emeryture. Nie bedzie biegala na wyscigach, zajmie sie rodzeniem zrebiatek szybkich jak ptak albo samolot. Zona Santica, Christine, to az sie poplakala na koniec ceremonii: 'The money? No, we've got plenty of that. But there is only one Diva. That is why we made decision to retire her. We all love her'.
Makybe Diva jest porownywana do innego cudnego, wspanialego australijskiego konia /urodzil sie w Nowej Zelandii/ - Phar Lapa /lata 20, 30 poprzedniego stulecia/. Kon-legenda. Z 51 wyscigow wygral 37. Z Australii poplynal do Meksyku, a potem zamieszkal gdzies kolo Kalifornii. Dlugo tam nie pozyl. Zmarl nagle, w dosc niejasnych okolicznosciach. Byc moze zostal celowo otruty. Luuudzie! Powstaly filmy, ksiazki i piosenki o nim. Na antypodach dlugo i szczerze go oplakiwano. Jego serce trafilo do Canberry, szkielet do NZ, natomiast wypchany Phar Lap znajduje sie w Australia Gallery w Melbourne Museum /widzialam/.
Pamietacie cudne zdjecia koni z Zamku Ksiaz zamieszczone przez KJ? Bardzo mi sie podobaly. Konie to dla mnie symbol wolnosci i szlachetnosci. Moja mama kochala je, uwazala, ze sa najwiekszym, najpiekniejszym i najmadrzejszym przyjacielem czlowieka. Namowila kiedys tate na wyprawe do Janowa Podlaskiego, ale to bylo tak dawno temu, ze nic nie pamietam. Moi dziadkowie ze strony taty mieli gospodarstwo i konia o imieniu Partyzant. Taki zwyczajny, pociagowy. Moglismy go poglaskac, przytulic sie do niego, a czasami nawet przejechac sie na nim w kolko po podworku. Mial specjalne prawa, byl inczej traktowany niz pozostale zwierzeta. Bo kon to kon.
Wiecie, co? Z tego wszystkiego u mnie poniedzialek. No i OK. Moze przez te pisanine...?