Ponieważ Pani na pewno zbiera informacje o Mironie Biłoszewskim, znalazłem Pani coś specjalnego, wyszukanego, wygmeranego:
Pisarka Wanda Chotomska, która na początku lat 50. zaczęła pracować w redakcji "¦wiata Młodych", opowiada nam, że tak jak były sezony na limeryki, grę półsłówek czy układanie bajeczek (typu bajeczka o dźwigu: "dźwi gówniarzu zamknij"), tak był sezon i na epitafia. W jej redakcji pewnej wiosny, a może lata, nastał prawdziwy szał układania napisów nagrobnych.
- Krystyna Garwolińska, Miron Białoszewski i ja, wszyscy z działu literackiego, stworzyliśmy, na wzór i podobieństwo trójek murarskich, coś na kształt trójki rymarskiej - opowiada Chotomska. - I w ciągu kilku miesięcy zrymowaliśmy nagrobki dla kilkudziesięciu osób: koleżanek i kolegów z pracy, a też dla dziennikarzy z redakcji "Pokolenia" i "Nowej Wsi" mieszczących się po sąsiedzku, w tym samym baraku na ulicy Dworkowej.
Na darmo dnieje,
Już nie zapieje
to przedwczesne pożegnanie Tadeusza Kura z "Pokolenia", który 20 lat później w "Prawie i Życiu" odznaczył się w kampanii marcowej jako jeden z najbardziej bojowych autorów.
W redakcji "Pokolenia" pracował wtedy Eligiusz Lasota (później "Po prostu"), a w "¦wiecie Młodych" - Grzegorz Lasota. Chyba musieli się czasem komuś mylić, skoro tak stanowczo zaznaczono ich pośmiertną odrębność.
Znasz mą twórczość, tuszę.
Nie myl z Eligiuszem.
Tu leżę, niebożę.
Nie mylić z Grzegorzem.
Niektórym denatom, zwłaszcza przełożonym, a też osobnikom pozbawionym poczucia humoru, na wszelki wypadek nie pokazywano ich epitafiów. Ale niektórzy nie mieli wyjścia - musieli się śmiać. Jak Krystyna Garwolińska, która po wyjściu za mąż za swego redakcyjnego kolegę (i zwierzchnika zresztą) Leszka Błaszczyka - Białoszewski był świadkiem na ich ślubie - taki oto dostała prezencik.
Teraz ją kryje grobu płaszczyk,
Tak jak za życia krył ją Błaszczyk.
Wiele stworzonych wówczas epitafiów wymaga dziś przypisów, ale za to kiedy już wiadomo, o co chodzi, pełnym blaskiem lśni ich uroda. Prawda, że przyda się informacja, iż do bohaterki tego nagrobka chodziło się po pieczątki na dokumentach?
Tutaj spoczywa Maria Rempel,
Bóg jej przyłożył wieczny stempel.
A oto nagrobek koleżanki, która ratowała wszystkich przed pierwszym nieoficjalnymi pożyczkami z redakcyjnej kasy.
Tu leży Eda,
forsy już nie da.
Z kolei ta pani pilnowała zszywek różnych pism i nie pozwoliła nic z nich wycinać (a trzeba pamiętać, że była to epoka przedkserograficzna):
Niebo ją zabrało.
Wycinajcie śmiało!
Koleżanka, która pisała tak długie artykuły, że nigdy się nie mieściły na szpaltach, mogła przeczytać o sobie:
Skracali ją wciąż po troszku
Dziś skład dawny leży w proszku.
A oto epitafium dedykowane redakcyjnemu grafikowi:
W tej kwaterze,
¦pi w plenerze.
Wiele z tych epitafiów przechowanych na przebitkowym papierze przez Wandę Chotomską posługuje się żargonem dziennikarskim, odwołuje do redakcyjnych realiów ("Pracowała ponad miarę/ złożyli ją na non parel", "Po tym akapicie/ zakończyła życie", "Zamiast dać mu trumny wieko/ przykryli go kartoteką"). Niektóre jednak zachowały walor uniwersalności i ponadczasowości zarazem. Cóż to ma dziś za znaczenie, kto się jąkał przed laty w redakcji "¦wiata Młodych"? A epitafium - jak znalazł.
Tu.... tu.... tu... leżę.
Wyjąkaj za mnie pacierze.
Podobnie jak przydać się mogą te oto epitafia dla mężczyzny potężnej postury czy liryka.
Tu leży kolos,
Znokautował go los.
Był lirykiem -
Jest umrzykiem.
Epitafia pisano głównie w redakcji (w wolnych chwilach zajmowano się pisaniem i redagowaniem) oraz pobliskim barze Nektar, gdzie chodzono na kawę. Stąd w jednym z epitafiów czytamy:
Bóg mu stawia wieczną czarną,
Nie w "Nektarze", lecz za darmo.
"Trójka rymarska" spotykała się czasem u Białoszewskiego na Poznańskiej, gdzie w kołchozowym mieszkaniu poeta zajmował pół przedwojennego salonu przedzielonego przepierzeniem. Na tej przestrzeni pełnej rupieci jedynym azylem było dla Białoszewskiego łóżko. Tam też - kiedy zabrakło krzeseł - rozsiadali się goście. Nie dziwi więc epitafium:
Tutaj spoczywa poeta Miro
O Boże, daj mu większe wyro.
Wanda Chotomska i później sporadycznie pisywała epitafia, jak to dla znajomego gazdy:
Leży na Pęksowym Brzysku
Pierwszy raz o suchym pysku.
Przechodniu, nie płacz, żem martwy...
Pozdrawiam, nie sądze, by wynalezione przez mnie humorystyczne materiały, wycyzelowane i "uperfumowane" satyrą, były poniżej dobrego smaku, bo do prawdy, rzadko zdarza mi się zrobić coś w złym guście. Pani życzę nie omijania własnej pomyślności, tylko pławinia się luksusem powodzenia.
Jako Post Scriptum:
Jedne śmieszą z powodu swej nieudolności, inne od początku pomyślane były jako literacka zabawa. Te pierwsze wciąż znaleźć można na naszych cmentarzach, te drugie - w antologiach poezji satyrycznej, zwłaszcza angielskiej. Wiele żartobliwych epitafiów znanych jest jednak tylko z ustnych przekazów.
Sezon teatralny 1946/1947. Kraków. Na scenie Teatru Kameralnego TUR premiera "Wariatki z Chaillot" Jeana Giraudoux. W roli tytułowej - Maria Dulęba, wybitna aktorka, współtwórczyni historycznej Reduty. Wielki sukces, wspaniałe recenzje. "Trybuna" zleca więc swemu recenzentowi rozprawić się z tym owocem zgniłej, zachodniej dramaturgii. Ten chlasta nie tylko burżuazyjną ideologię autora, z rezerwą odnosi się też do kreacji Marii Dulęby. Kiedy wypociny Jana Alfreda Szczepańskiego (podpisującego się Jaszcz) czytano na głos w teatrze, jeden z aktorów nie wytrzymał: - Ja go chyba zabiję! Wtedy Andrzej Szczepkowski dodał: - A ja napiszę mu nagrobek. I rzucił:
Tu leży Jaszcz,
Przechodniu - naszcz!
To lapidarne arcydzieło powtarzano nam wielokrotnie (a także - na wieść, że zbieramy epitafia - przesyłano faksem i e-mailem), autorstwo przypisując już to Tuwimowi, już to Słonimskiemu, już to Januszowi Minkiewiczowi... Bo też prawdziwy twórca, zadowolony, że tyle znakomitości podejrzanych jest o ojcostwo, ujawnił się dopiero w roku 1992 w małej książeczce "Słóweczka", gdzie opisał przytoczone powyżej okoliczności narodzin tego najpopularniejszego w PRL-u epitafium. Kto i kiedy dodał do jego dwuwiersza kolejną strofę: "Tu leży wieszcz, Przechodniu - nie szcz!" - nie wiemy. Może zresztą powstała wcześniej? Faktem jest, że jeśli już pisać prześmiewcze epitafia, wątek - nazwijmy to - "podlewania grobu" narzuca się sam. Znajdujemy go już u lorda George'a Byrona.
Tu spoczywa Lord C. Nam, w żałobie
Nie wypada wręcz uczcić go podlej
Niż wezwaniem wyrytym na grobie:
"Przechodniu, stań i ** ******".
(przekład Stanisław Barańczak)
Wszystkiego Niewyrażalnego. Michał.