Pożegnanie Małgorzaty Lorentowicz, pożegnanie...
Pośród całej zawieruchy życia są i takie momenty, gdy trzeba zwolnić, trzeba wręcz się zatrzymać, by pożegnać kogoś bardzo bliskiego, może znajomego lub przyjaciela...
Dopiero wtedy dociera do nas prawda - on - ona - odeszli, zostaliśmy sami, ze swoimi kłopotami, troskami, rozterkami... A on - ona - już nie poradzi, jak wybrnąć, co powiedzieć, jak załatwić... I robi nam się smutno... Robimy wtedy szybko w myślach rachunek sumienia, który zawsze wychodzi na naszą niekorzyść...
Jest taka piękna "piwniczna" pieśń (sł. J. Jęczmyk):
Przychodzimy, odchodzimy
leciuteńko na paluszkach
Szczotkujemy wycieramy
Buty nasze twarze nasze
Żeby śladów nie zostawić
Żeby śladów nie zostało
Miasta nasze domy nasze
Na uwięzi się kołyszą
Tuż nad ziemią ledwo ledwo
Jak wiatr mały to nie widać
A jak wielki wiatr się zdarzy
Wielka bieda puszczą cumy
Zatrzepocą się zatańczą
Miasta nasze domy nasze
I polecą w stratosferę
Przygarbionych w pustym polu
Bez oparcia bez osłony
Bez niteczki choćby coby
Przytwierdzała nas do ziemi
Wiatr nas porwie i poniesie
Za kołnierze podniesione
Porozrzuca gdzieś w przestrzeni
Nam to nic przeczekamy
A jak skończy jak ucichnie
To wstaniemy otrzepiemy
klapy nasze rączki nasze
Żeby śladu nie zostało
Od początku zbudujemy
Miasta nasze domy nasze
Sprzęty nasze lampy nasze
Żeby wiatr miał czym kołysać
Odchodzą ludzie, przemijają pokolenia - a świat trwa, bo ktoś zostaje, my zostajemy, by dokończyć swoje posłannictwo. A dlaczego odchodzą najlepsi?...
Bóg powołuje wybranych, Bóg doświadcza wybranych - dla nas zostawiając dobrą nadzieję.
Oni odchodzą - do lepszego życia, my tam też podążymy, w swoim czasie...
Bo dzieło nasze jeszcze nie dokończone...
Po smutku przychodzi radość, po burzy słońce, po ciszy śpiew, po nocy - dzień...