przez M.C. Pt, 29.04.2005 06:49
Sciano, zaczne od deseru, Diego poczeka na inny nastroj (apetyt). Bylam kiedys, jakies dwa lata temu na wystawie Chagalla w MoMa, SF. Co to byla za wyprawa.... W muzeum tlumy. Maz, pociechy, wozek, plecak i ja. Maz ogladal Pierca Brosnnana stojacego pod jednym z obrazow. Zgromadzilo sie wokol niego pare wielbicielek, jedna starsza pani glaskala go po twarzy Pierca ma sie rozumiec) a on sie wyrozumiale usmiechal. Nie moglam na to patrzec, maz zdawal mi relacje. Starszy syn sie gubil, mlodszy nie chcial siedziec w wozku. Obie pociechy mialy dosyc tej cale wystawy po okolo 15 minutach. Moj maz mial dosyc przepychajacych sie ludzi. Czy ja zdolalam cos poogladac? Gdybym dzisiaj miala opisac konkretny obraz to pewnie nic by z tego nie wyszlo. Pomimo wszystko pozostalo mi wrazenie bajkowosci, latajacych nowozencow, zaowalowanych panien mlodych. I te niesamowite kolory.... Kulminacyjnym punktem bylo wypatrzenie przez mojego syna na jednym z obrazow chlopca z gola pupa.
We mnie uporczywie tkwia wspomnienia. Rozne takie, istotne i niewazne: szmelc, mydlo i powidlo. Moj maz to moje przeciwienstwo. Dochodzi do tego ze ja musze opowiadac naszym dzieciom co sie przydazylo gdy ich tato byl maly. A przeciez znam jego historie tylko z drugiej reki. Smijemy sie ze P. wymazuje informacje ze swojej pamieci gdy traci ona wartosc uzytkowa. Mam tez takie wspomnienia ktore sa zalakowane na amen i nie otwieram ich wcale. Przyszlosci nie lubie roztrzasac, bo wydaje mi sie ze mam nad nia ograniczona kontrole. Zyje tak sobie od switu do nocy, od Chagalla do Riviery.
O 50% obniza sie wydajnosc osob ktore ciagle sprawdzaja swoj E-mail, dzisiaj przeczytalam w Newsweeku.