Czolem. Emcia, wielkie dzieki za przeglad a’la Bronka. Co prawda opisy u Niej byly bogatsze, ale tak tylko wspominam, zeby nie bylo, ze marudze. Na “The Book Thief”, czyli “Zlodziejke ksiazek”, wybralam sie ze Starym w styczniu do Gold Class Cinema. (Bilety dostalam od dzieci na Dzien Matki 2013. Poniewaz bylam w wirze spraw i obowiazkow, prezent czekal, czekal, ale sie doczekal.) Ksiazke australijskiego pisarza Markusa Zusaka dawno temu goraco tu polecalam (a takze druga pt. „Poslaniec”/„The Messenger”). Oczywiscie zupelnie nic z tego nie wynika, bo na przyklad odradzalam lekture trylogii M. Kalicinskiej, a powstal na jej podstawie serial „Nad rozlewiskiem”. Wracajac do „Zlodziejki ksiazek” – powiesc swietna, film dobry. Podczas seansu kilka razy plakalam jak glupia. Na koniec pani wyciagnieta na sasiednim krzesle, saczaca winko tak gleboko westchnela w ciemnosciach, ze mogloby to posluzyc za cala recenzje.
“"The Hobbit: the Desolation of Smaug"-no mus. Zgaduj zgadula. jaki jest zwiazek miedzy tym filmem a "Love Actually"”
Latwizna. W „Hobbicie” raz po raz pojawia sie podstarzaly estradowiec, dawna gwiazda przebrany za elfa, i spiewa hobbitowi i krasnoludom „Love/Christmas is all around”. Przypomne tylko, ze w „Love Actually” wygladal tak:
http://www.youtube.com/watch?v=ciAsltEpCkw„Druhny nie uwierza ale w momencie gdy Ellen rozdawala pizze na widowni my tez zaczynalismy nasza!”
Zaczne od tego, ze zgodze sie z Grejsowa - Ellen DeGeneres swietnie prowadzi Oscary. Dodam, ze Ola bardzo ja lubi i jak ma czas, to oglada jej showy. Po drugie, oczywiscie, ze uwierze, bo wierze w rozne znaki. Czasami cos z nich wynika, choc przewaznie nie albo wynika tak pozno, ze nie widzimy zwiazku, czasami o czyms mowia, choc przewaznie nie wiadomo aocochodzi, a moze po prostu nie potrafimy ich rozszyfrowac, ale zawsze, zawsze zatrzymuja mnie w biegu choc na chwile i zastanawiaja. Prosze bardzo, podaje dwa ostatnie przyklady z mojego zycia.
W ostatnia niedziele mialam tak strasznego dola, ze z tego wszystkiego, z tego zamartwiania sie, a nawet poplakiwania po katach zrobilam obiad. O 17.45 nagle zerwalam sie od stolu, przykrylam resztki na talerzu folia i powiadomilam rodzine, ze ide na spacer do kosciola (rzut beretem od chaty, obok jest podstawowka moich dzieci). Piekna sloneczna pogoda, nic tylko spacerowac i zbierac liscie, zachodze, a przy wejsciu od razu sunie do mnie jakis pan z gazetka parafialna. Normalnie zawsze lezaly gdzies na stole, w zyciu ich przedtem nie bralam. No ale jak to mowia – jak daja, to bierz, jak bija, to uciekaj. Wzielam, a tam na pierwszej stronie wydrukowane takie haslo: STOP WORRYING, START TRUSTING! Uwierzysz, Emcia? Macie pojecie, jak ja sie poczulam? Jakby te gazetke napisali z mysla o mnie. A potem przyszedl ksiadz, starenki, ledwo wchodzil po schodkach, i zaskakujaco silnym glosem wyglosil kazanie pod haslem z gazetki parafialnej. Macie pojecie, jak sie poczulam po raz drugi? Jakby mowil tylko do mnie.
Znak numer dwa. Pod koniec ubieglego roku Stary sprzedal swoj samochod. Przez kilka miesiecy nie mogl niczego odpowiedniego znalezc. Na poczatku lutego pojechal kilka dni przed aukcja na druga strone Melbourne, zeby zobaczyc jak samochody z internetu wygladaju w realu, no i tam w koncu uwidzial mu sie jeden. Licytowal przez internet, samochod kupil w zasadzie bez walki, ponizej tego, co planowal zaplacic. Jak go przyprowadzil, to oczywiscie zajal sie rozszyfrowywaniem nowych zabaweczek w srodku. I co sie okazalo? W samochodzie ktos wgral dwie plyty, nic wiecej, a na nich caly koncert Leonarda Cohena. Stary nie wierzy w znaki tylko w statystyke (twierdzi, ze „wszystko to statystyka”, ale nie wiem, co mialoby to znaczyc), ale nawet jego na chwile zamurowalo.
Wracajac na koniec do Oscarow. No to jest w moim najblizszym otoczeniu ktos, kto dosc czesto chodzi do kina, jest na biezaco i opowiada mi rozne filmy. Bedac dzieckiem, bardzo lubil „The Blues Brothers”, a z polskich „Dzien swira” (oba obejrzal po kilka razy i gadal tekstami z nich), a pozniej odkryl Tarantino i innych. Mowa o Piotrku. Imponuje mi tym swoim rozeznaniem i powiem Wam, ze jest to b. pozytywne matczyne uczucie. Za kilka lat, jakby sie jeszcze bardziej rozeznal, rozgryzl oskarenke i zaczal pisac mniej humorystycznie po polsku, to moze nawet moglby tu dolaczyc do Druhen kinomanek. O „Gravity” powiedzial: „Nie musisz lubic science fiction, zeby ci sie ten film spodobal”. „The Wolf of Wall Street’ ze trzy razy polecal, trzy razy podkreslajac, ze jest to film dla widzow 18+, zebym nie byla zaskoczona. Chyba chodzi o to, zebym nie byla zaskoczona tym, co moje dziecko oglada.
Spadunek, dobranoc.
PS. Wczoraj urodziny Sciany i Agnieszki Radwanskiej. Wszystkiego najlepszego i sto lat!