Na początku było słowo. A jednak to właśnie słowo rani bardziej niż uczynek, pisała już Pani o tym. A mnie to cały czas zastanawia. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego haniebny czyn można uznać...no np.taka 'zbrodnia w afekcie', dlaczego nie ma 'słowa w afekcie'? Dlaczego słowa są takie...nieusprawiedliwialne? A poza tym...jak kontrolować się w rozmowie na tyle, by szybko przekalkulować, czy to, co mamy na końcu języka powinno się z niego wydostać? Zawsze wszyscy mówili, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Czy przemilczenie to nie jest kłamstwo? Na pewno swego rodzaju oszustwo. Historia Pani Przyjaciół, których skłóciła ponoć błahostka, nieopatrznie wypowiedziane słowo, skłoniła mnie już dawno do takich przemyśleń.
Najgorsze jest to, że do tej pory do niczego konstruktywnego nie doszłam.
A za oknem śnieżyca...
Coś na rozgrzewkę i zmianę klimatu...