Pisalam to juz wczesniej ale sie chyba zablakalo albo nie wiem co wiec wklejam jeszcze raz....
Chce po prostu zeby Pani przeczytala, bo nie wiem, czy Pani to uczynila...
Absolutnie poza programem o Shirley...
--------------------------------------------------------
Zebrało się w końcu i mi...
Przeglądałam ostatnio fotografie ze swoich domowych zbiorów..
Kilka lat temu - zanim jeszcze przeprowadziłam się do Warszawy - poznałam pewnego "Ktosia"... Jaka ja byłam wtedy młodziutka, hehh...O Teatrze, o Shirley nie miałam wówczas zielonego pojęcia... On miał...I przeglądając te zdjęcia natrafiłam na fotografie zrobione podczas jednego z naszych spacerów. Zrobione pod Teatrem Powszechnym, przy plakacie z Panią, Pani Krystyno, w roli Shirley Valentine...To był mój pierwszy - choć uświadomiony dopiero kilka dni temu - kontakt z Shirley :o) Owego "Ktosia" juz nie ma...ale Shirley jest...I dobrze!
To było 4 lata temu - pierwszy rok mojej emigracji i pierwsze "wyjście" do PRAWDZIWEGO Teatru. Wcześniej było jedno spotkanie z "dorosłym" teatrem (wycieczka szkolna - nawet nie pamiętam, co to była za sztuka...) i Teatr Lalek - ale to jeszcze dawniej...
Dlaczego wybrałam Shirley? Bo na plakacie było Pani nazwisko? Też, ale podstawowy powód był dość banalny. Ja po prostu obok Teatru Powszechnego przesiadałam się z jednego autobusu do drugiego - wracając z pracy. I pewnego dnia na szyldzie widniał napis, że grana będzie Shirley Valentine z Pania w roli głównej. Więc weszłam, kupiłam bilety i poszłam na spektakl...Zupełnie spontanicznie...
Shirley Valentine zawdzięczam moją obecną miłość do teatru..
Shirley pokazała mi, że teatr nie jest nudny, zmyślony, nierealny - a takie właśnie miałam wcześniej wyobrażenie - o zgrozo!!!
Shirley do mnie przemówiła- mimo iż ja byłam/jestem przed tym etepem, do którego Ona zawędrowała...Może nigdy do niego nie dotrę..?
I bardzo za to Shirley dziękuję :o)
I cieszę się, że będę się mogła z Nią spotkać po raz kolejny 27 grudnia...