Obiecałam sobie i moim przyjaciołom nie rozpamiętywać. Jednak to silniejsze ode mnie. Szukam ucieczki i nie znajduję jej. Praca, pisanie, lektura, film, obowiązki domowe dają schronienie tylko na chwilę. To wraca. Nie da się wyrzucić od razu z pamięci wydarzeń tak bolesnych jak te, które zaszły w ostatnich dniach. Są jak bumerang.
Odsunął mnie jak śmieć stojący mu na drodze. Stałam się ręcznikiem rzucanym recydywiście i potraktował mnie zgodnie z przeznaczeniem.
Zdarzenia minionych lat niczego mnie nie nauczyły. Zupełny brak mądrości życiowej. Zdumiewająca wręcz podatność na fałszywe uczucia. Nie rozpamiętywać. Wtedy ból jest jakby w letargu. Może się z niego obudzić, trwać w nim, bądź skonać. Najlepszym lekarstwem na miłość jest większa miłość. (Thoreau) Zatem znów to samo, tylko w większym wymiarze? Tym samym większy ból. Thoreau człowiek z lasu. Mogłabym z nim pójść na spacer. “Walden...”.
A jeśli tym razem nie zrobię nic? Po prostu pozwolę sercu nie bić silniej ponad to co konieczne by funkcjonować jako matka, pracownik, opętana grafomańskim nerwem poetka.
Znów to uczucie senności obezwładniające. “Smutek” Lewisa ma odmienny wymiar.
Jak można tak kłamać czyniąc wyznania miłości? Jeśli przejdę nad tym do porządku dziennego przyznaję, że i ja kłamałam, że wszystkie czynione przeze mnie zapewnienia były tylko na wiatr. Muszę przemyśleć to wszystko.
Czy warto? Nic już nie będzie jak dawniej. Zatem... czas zatrzasnąć drzwi przed nosem przeszłości.