- Morze, chcę być skałą.
Morze się niezmiernie zdumiało.
- Skałą?
- Nie inaczej.
Nie mogło znaleźć słów.
- Ale... Przecież zawsze magma się wzbrania przed tym, to jest unicestwienie twojego bytu...
- Wiem o tym.
- To dlaczego tego chcesz? Przecież to jest samookaleczenie, więcej powiem, to jest... – Morze było wzburzone, kilka statków było w zagrożeniu. - ...to jest samobójstwo.
- Obiecaliście, że będziecie mi pomagać, czy tak?
- No tak, ale...
- A więc proszę, zrób to.
Morze nie wiedziało, co powiedzieć. W końcu wzruszyło bezradnie kilkoma falami.
- Dobrze, ale to na twoje specjalne zamówienie.
- Rób po prostu, co do ciebie należy.
Morze cofnęło się daleko, by nadejść z wielką falą, która w jednej chwili pokryła całą moją powierzchnię. Ogromny chłód, niewyobrażalny. Morze objęło całe moje jestestwo. Nic dziwnego, że ma taki szacunek i podziw. Ja się chyba tego nigdy nie nauczę. A czy to w ogóle jest do nauczenia? Kiedy to pomyślałam, nie mogłam się już poruszyć i zastygłam w bezruchu.
Może na zawsze? Czy nie byłoby tak lepiej? Już na zawsze pozostać zimnym, bezwzględnym kamieniem? Jak odpowiedzieć na te pytania? I po jaką cholerę?