przez GrejSowa N, 09.07.2006 21:17
Cześć, kończę i ja swój weekendowy dyżur...jednym okiem oglądam finałowy mecz a, drugim zerkam na monitor...Tym razem kibicuję Włochom...Wprawdzie znam francuski, a nie włoski, ale wolę włoską kuchnię...Wciąż remis…
¦cianulka – fajny podtekst, aż mnie korci, żeby się do niego odnieść, bo dopisać to się już nie mogę po raz drugi…Ale czy w Kredensie jest praktykowane odnoszenie się do tekstów…? I nie chrap tak, bo nie mogę się skupić nad tasiemką…Do tego stopnia, że tę pierwszą, której z rozproszenia nie zapisałam w Wordzie, straciłam bo wyłączył mi się nagle komputer bez zapowiedzenia…
No, dobra, odnoszę się do Twojego tekstu:
1. Jak suszony chmiel pod stołem może być pod moją sowią skórą...?
2. "Lubię skończyć to, co zaczęłam" - wyhaftowałam na złoto i machnę Ci w odpowiedniej chwili, tak jak Ty mi dyplomamy
3. Cisza pachnie burzą, to jedna z moich ulubionych cisz, bo niesie w sobie niepokój, napięcie, wyczekiwanie, podniecenie...a ja to lubię...
4. W HP się nie zabija może, ale się o tym mówi...KTO mówił o zabijaniu w imię miłości, co...?
5. Czy to, o czym jest ta Twoja śpiewka, z powodu której Twój O. ma połknąć steka w całości na Twoich oczach, ma tyle liter ile wstawiłaś kropek...? Bo jeśli tak, to nie wiem o czym ona jest...
6. Czy możesz mi podesłać trochę monsunowego deszczu...? Pliiizzzz...może być w paczce bez paczki.
7. Też lubię słomę, bo mi przypomina wakacje u moich dziadków...eh....
8. Z tych słów, które ja chciałabym usłyszeć, to niestety skreślam wszystko, co napisałaś...a w ogóle, to skąd Ty wiesz, że ja je chcę usłyszeć od Ciebie, co...? Kasandra się znalazła...
9. ¦ciskam Cię w pasie i całuję, Ty moja Siłaczko...ze mną to Ty możesz najwyżej ZOBACZYć dno (wiesz czego...;-))), ale na pewno nie pozwolę Ci tam pójść...I w TYM sensie to możemy razem odkrywać uroki DNA, chcesz...? Bardzo mi się to podoba...Odlkrywać uroki dna...no, ja to tak mogę bez końca odkrywać te uroki...;-)))
Ita – no, i co..? Zrealizowałaś swoje zamierzenie tańca…? Mam nadzieję, że tak…Będą zdjęcia…?
Z Twojego postu to sobie wybrałam „drewnianie balaski”, bo mi przypominają czasy szkolnych lektur i nasze głupkowate reakcje na niektóre staropolskie określenia…Na przykład z opisu strojów ludowych w „Chłopach” to największym entuzjazmem cieszyły się „kutasiki”. Trudno nas było uspokoić…
Gdybym teraz znalazła się jakimś cudem w HP-wskim domu spokojnej starości, to poproszę o pokój z widokiem na górę lodową…Może być balkon zamiast tarasu. Jeśli będzie tam czynna winda, to może być ostatnie piętro..
O piecu kaflowym można też marzyć w upał, bo jak on nie grzeje to jest zimny i można się do niego przytulić i chłonąć jego chłód…wiem, co mówię…
¦cianulka – Twoje zdjęcia mnie zahipnotyzowały…Chciałabym, żeby dzisiaj przyśniło mi się że tam jestem…to było moje marzenie od dzieciństwa…Mój Ojciec uwielbiał westerny, oglądałam je razem z Nim i podziwiałam na ekranie te wszystkie piękne widoki…moja przyjaciółka z dzieciństwa, ta od Czterech Pancernych, też je uwielbiała, więc jak się zapewne domyślacie musiałam się i w to z nią bawić…Ona miała strój kowbojski i colty, a nawet indiański pióropusz…dzizys, to były czasy…Ale wracając do tych widoków, to pragnęłam znaleźć się tam kiedyś…eh…czy Ty czytasz w moich myślach, czy jak…? Yellowstone po prostu bajeczny…Po raz pierwszy o jego istnieniu dowiedziałam się oczywiście z kreskówek o misiu Yogi, które prezentował pan Sumiński na zakończenie „Zwierzyńca”…Dawaj więcej tych zdjęć…zabierz w podróż…Normalnie WSZYSTKO mi się spociło...
Teremi – mówisz „milczenie konstruktywne”..? No, mam taką nadzieję…A z dżemów to ja najbardziej lubię figowy…a zaraz potem morelowy…oczywiście, że z dużymi kawałkami owoców…I wcale nie mam słownika w oczach…W oczach to ja mam…KONKURS!!! Co Sowa ma w oczach…? Kto widział, ten wie, a reszta niech sowie wyobrazi i spróbuje zgadnąć…Dzizys, Teremi, i kto tu jest porucznik Borewicz…? Że też mnie podkusiło o tym śnie…w środku jechałam, a nie na dachu, bo to nie był western…żadnych więcej szczegółów nie pamiętam…Oprócz jednego…że były różne rodzaje szyn i to były prawdziwe metaloplastyczne arcydzieła i że co jakiś czas je zmieniałam...te ostatnie, które pamiętam, były jakieś takie jakby koronkowe…nie powiem nic więcej, bo zaraz wstanie ¦ciana i puknie się w swój łeb, a może nawet pójdzie na skróty i od razu puknie w mój…No, ale co ja mogę…
A tu „mecz z każdą chwilą bardziej ciekawy”, czili dogrywka…Spadam do życia, będę jak będę albo pójdę w Polskę…Pa
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
W POLSKę IDZIEMY – tekst Wojciech Młynarski, śpiew Wiesław Gołas
W tygodniu to jesteśmy cisi jak ta ćma,
W tygodniu to nam wszystko wisi aż do dna.
A jak się człowiek przejmie rolą, sam pan wisz,
To zaraz plecy go rozbolą albo krzyż.
W tygodniu to jesteśmy szarzy jak ten dym,
W tygodniu nic się nie przydarzy, bo i z kim?
I życie jak koszula ciasna pije nas,
Aż poczujemy mus i raz na jakiś czas
W Polskę idziemy, drodzy panowie,
W Polskę idziemy,
Nim pierwsza seta zaszumi w głowie
Drugą pijemy.
Do dna, jak leci,
Za fart, za dzieci,
Za zdrowie żony.
Było, nie było...
W to głupie ryło,
W ten dziób spragniony.
¦wiat jak nam wisiał, tak teraz nie jest nam wszystko jedno,
¦ledziem się przeje, kumpel się śmieje, dziewczyny bledną,
¦wierzbią nas dłonie i oko płonie, lśni jak pochodnia
Aż w nowy tydzień świt nas wygoni, no, a w tygodniu...
W tygodniu, bracie, wolno goisz kaca fest,
Bo czy się stoi, czy się leży, jakoś jest.
W tygodniu kleją ci się oczy, boli krzyż,
A wyżej nerek nie podskoczy, sam pan wisz...
W tygodniu żony barchanowe chrapią w noc,
A ty otulasz ciężką głowę ciasno w koc,
I rano gapisz się na ludzi okiem złym,
I nagle coś się w tobie budzi i jak w dym.
W Polskę idziemy, drodzy panowie,
W Polskę idziemy,
Nim pierwsza seta zaszumi w głowie
Do ludzi lgniemy.
Słuchaj, rodaku,
Cicho! Cicho!
Czerwone maki, serce, ojczyzna,
Trzaska koszula, tu szwabska kula,
Tu, popatrz, blizna.
Potem wyśnimy sen kolorowy, sen malowany,
Z twarzą wtuloną w kotlet schabowy, panierowany,
My, pełni wiary, choć łeb nam ciąży, ciąży jak ołów,
Że żadna siła nas nie pogrąży... orłów, sokołów!
A potem znów się przystopuje i znów gaz,
I społeczeństwo nas szanuje, lubią nas.
Uśmiecha się najmilej ten i ów,
Tak rośnie, rośnie nasz przywilej świętych krów.
Niejeden to się nami wzrusza, słów mu brak,
Rubaszny czerep, ale dusza, znany fakt,
Nas też coś wtedy w dołku ściska, wilgnie wzrok,
Bracia rodacy, dajcie pyska, równać krok.
Lewa!
W Polskę idziemy,
W Polskę idziemy, bracia rodacy!
Tu się, psia nędza, nikt nie oszczędza,
Odpoczniesz w pracy.
W pracy jest mikro, mikro i przykro,
Tu goudą spływa,
Cham lub bohater,
polska sobotnia alternatywa.
Gdy dzień się zbudzi i skacowani wstaną tytani
I znowu w Polskę, bracia kochani, nikt nas nie zgani.
Nikt złego słowa, Łomża czy Nakło,
Nam nie pałaknie
Jakby nam kiedyś tego zabrakło,
Nie... nie zabraknie...
Ostatnio edytowano N, 09.07.2006 22:11 przez
GrejSowa, łącznie edytowano 1 raz