Dzisiaj pożegnaliśmy "Wątpliwość"....

Była to moja planowana "Wątpliwość", nie przypuszczałam jednak, że będzie ostatnią....
Żałuję.. czuję niedosyt... że za mało.. za rzadko... oglądałam ten spektakl. Oczywiście wszystko mi się pomieszało.... i obejrzałam go (łącznie z dzisiejszym) 4 razy... O 4 za mało, przynajmniej..
A teraz koniec. Dalej będzie żył tylko w mym sercu, zachowałam w nim jego najcenniejsze cząstki.
Moje pierwsze spotkanie z "Wątpliwością"..to z p. Alexandrą Konieczną w roli Justyny,
kiedy to zrobił na mnie wielkie wrażenie... p. Alexandra była wspaniała.
Następnie z Panią w tej roli w 2009 (odebrałam siostrę Justynę wówczas jako wyjątkowo surową...)
i w marcu tego roku... (już łagodniejszą..).
Tamte spektakle były oceniane przeze mnie jako bardzo dobre, mądre i ważne..
A dzisiejszy? Oprócz niezmiennej powagi, był strasznie emocjonujący...
Bardzo mnie dotknął.. Wbił w fotel. Totalnie. A dzisiejsza Justyna? Chyba jak mówi ksiądz: lodowiec..
Lodowiec który łamie mi serce...
I akt z większą ilością humoru i moje łzawiące ze śmiechu oczy.
II akt poważniejszy, a przede wszystkim właśnie wbijający mocno w fotel
(podobnie jak było w "Szczęśliwych dniach") i moje mokre oczy.
Dobrze, że przy brawach się Pani uśmiechała, bo nie wiem co by zrobiły moje oczy...
I fakt, że to POŻEGNANIE, jest kolejnym powodem do kręcącej się w oku łzy..
Proszę mi wybaczyć, że się powtórzę.
Bardzo mi smutno z powodu tego pożegnania z "Wątpliwością"



Bardzo żałowałam również "Szczęśliwych dni", jednak dziś po spektaklu poczułam, że to właśnie bardziej
z powodu utraty "Wątpliwości" będę ubolewać...
Dziękuję, za dziś i wszystkie moje "Wątpliwości".
