Spytała Pani czy miałam trochę przyjemności z obejrzenia Dancingu. Przyszłam do Polonii z duszą na ramieniu. Po pierwsze bałam się samego Dancingu, po drugie przyszłam z kimś, komu jak się obawiałam Dancing nie szczególnie przypadnie do gustu. Myliłam się. Już kiedy usłyszałam pierwsze takty muzyki wiedziałam, że to jest właśnie to! Byłam zachwycona od samego początku, aż do końca. Pierwsze nagranie Dancingu znam doskonale, to mnie dosyć mocno zaskoczyło. Przyjemności z oglądania było mnóstwo!!!! Były momenty, że powstrzymywałam się na siłę by nie wyskoczyć z tego mojego 1 rzędu i nie dołączyć do tancerzy na scenie
A były też takie kiedy w środku wyłam. Cudowna godzina, wywołująca wewnątrz mnóstwo sprzecznych emocji! Pani zupełnie inna... Tancerze wspaniali... Tylko w środku bolało! Napisała mi Pani, że jeśli Pani osoba myli się z Jasnorzewską, jeśli kojarzy się Ucho, Shirley to już koniec aktorstwa. Ja absolutnie nie szukam Pani prywatnie w pozostałych sztukach, natomiast Dancing bolał jak cholera! Nie umiałam się odciąć i wiem, że to ogromny błąd. Moja słabość nieprofesjonalnego widza. Od połowy mego życia jest Pani w nim obecna, setki cennych rozmów, spojrzeń, przelotnych dotyków, godzin spędzonych na widowni, momenty spędzone w garderobach różnych teatrów, łącznie z Polonią, prywatne uśmiechy i prywatne łzy. Każda z tych chwil bezcenna, pełena wzruszeń, radości, magii, niepowtarzalności i zachowana gdzieś głęboko w sobie. Pierwsze spotkania zachłanne, egoistyczne, nastawione tylko na "ja"... następne spokojniejsze, cichsze, dojrzalsze. Szalenie dla mnie długa droga, złożona z milionów małych kroczków. Latami uczyłam się, jak Panią ominąć na ulicy, na korytarzu jak obcą osobę, jak nie podchodzić, jak pozornie ignorować, choć serce zawsze mocniej bije... Jak postawić Pani prywatność, Pani spokój ponad to swoje "ja"... Uczę się tego do dziś... Pewnego dnia siedziałam gdzieś na murku z daleka, pod Teatrem Powszechnym minęła mnie Pani w drodze do samochodu, trzymając w ręce bukiet róż, który przekazałam przez portiera. Przeszła Pani kilka kroków i nagle odwróciła się i wróciła do mnie ze słowami "bardzo dziękuję za kwiaty". Pamiętam to zdanie do dziś. I tak od 8 lat trwa me nieustające zdziwienie, że zna Pani moje imię. Ma pokora w stosunku do Pani osoby jest każdego dnia większa. Gdyby nie Pani byłabym dziś na pewno zupełnie inną osobą. Może lepszą, może gorszą. Nie wiem, ale lubię siebie taką jaką jestem dziś. Po tych latach, po tym co mi Pani pokazała, czego nauczyła, kim się stała w mym życiu, nie potrafię spojrzeć na Dancing z dystansu. Tak na zimno! Nie umiem! I dla mnie jest on o wiele ważniejszy niż te wszystkie inne szczyty aktorstwa! Przepraszam...