Witam,
Prawdopodobnie zabrzmi to dziwnie, ale kompletnie nie wiem od czego zacząć. Mam 18 lat i zostałam wychowana w hm.. kulcie poezji śpiewanej(?). Już jako maluch znałam na pamięć piosenki Turnaua i słuchałam z mamą w samochodzie Pani najwspanialszego recitalu w Trójce(ach ileż razy głośno śpiewałyśmy Mówiłam żartem ) ). Potem poczytywałam Pani felietony i żyłam ze świadomością, że dla mojej mamy jest Pani kobietą z krwi i kości, prawdziwą i wyjątkową. Oglądałam telewizyjne teatry z Pani udziałem i dziwiłam się, że moi rówieśnicy w ogóle tego wszystkiego nie znają! Koncert Zielono mi obejrzałam kiedyś w telewizji i zakochałam się bez pamięci.. Teraz mam swoją płytę na własność. Po skończonych obowiązkach wszelkich ( jak mówi stare powiedzenie "najpierw obowiązki potem przyjemności) zasiadłam w fotelu, włączyłam koncert i ..odpłynęłam. Jak żałuje czasami, że urodziłam się tak późno. Po koncercie usiadłam w kuchni i przegadałam, jak to często bywa, z tatą kilka dobrych godzin. Tyle gwiazd, tyle prawdziwej sztuki na jednej scenie, taki artyzm, takie wyważenie, wrażliwość i swoboda jednocześnie. Z jakąś niewypowiedzianą goryczą uświadomiłam sobie o czym mówią wszyscy wielcy, gdy opisują miałkość teraźniejszego showbiznesu. Nie pogardzam nim, ale odczuwam wielki żal, że tak właśnie jest. No i to Pani wykonanie Na zakręcie. Jak tu nie płakać? Nie poczuć, że bywa wstrętnie! Za tą ilość doznań, za to, że Pani twórczość jest gdzieś obok i że można uciec gdzieś od tej masy i za to, że Pani jest - taka namacalna, normalna, obecna w tym życiu, i za to, że to jeszcze moja epoka,mój wiek,moje pokolenie - Dziękuje.
Marta