Pani Krystyno!
Niedawno skonczylam czytac „Swiat wedlug Mellera” – zapis rozmow Michała Komara ze Stefanem Mellerem. W ksiazce duzo wspomnien, anegdot z czasow, kiedy S. Meller pracowal w PWST. („I tak zaczela sie moja przygoda z PWST, ktora trwala chyba osiemnascie lat.”) Jedno z nich na usmiech:
„Kiedys Zofia Mrozowska zaproponowala mi, zebym wykladal historie rowniez na Wydziale Aktorskim, a ja, glupi, zgodzilem sie. Juz po kilku zajeciach widzialem, ze nic mi z tego nie wychodzi. Ze ten moj jezyk, jednak jezyk wykladowcy uniwersyteckiego, po prostu do nich nie trafia. Chcialem sie poddac, zadzwonilem do Mrozowskiej, ze nie chce dalej prowadzic tych zajec. Odpowiedziala mi, zebym tego nie oddawal walkowerem, bo jednak warto sprobowac pokombinowac, jak trafic do tych mlodych ludzi, pogadac ze znajomymi aktorami, troche poczytac o zawodzie aktora. Pamietam, jaki zlosliwy numer wycial mi przy tej okazji Andrzej Łapicki. Poprosilem go – jeszcze nie bylem z nim zaprzyjazniony – o jakas ksiazke, ktora pokazalaby mi zawod aktora. Dostalem pamietnik Jerzego Leszczyńskiego, wielkiego aktora, ktory urodzil sie w latach 80. XIX wieku, ale debiutowal w 1902 roku. On nie byl w stalym zespole teatralnym, tylko jezdzil po Polsce z wystepami. Pamietnik mial chyba trzysta stron. Szlo to mniej wiecej tak: - Przyjechalem do hotelu, zjadlem kolacje, napilem sie wodeczki, na sali siedzialo duzo osob, byla taka szatyneczka, owszem, fertyczna, no wiec szatyneczke tam tego, sniadanko, proba, blondyneczka, wodeczka, jedzonko (dokladnie opisane), wieczorem przedstawienie.
Czytam, nicuje na wszystkie strony – nic, nawet jednego tytulu sztuki. Ide do Łapickiego i mowie: - Panie Andrzeju, przeczytalem caly, ale przeciez ja prosilem o cos innego, chcialem zobaczyc, jacy oni sa, jak mysla. I wtedy uslyszalem: - Panie Stefanie, i tak dostal pan najciekawsza lekture... Troche sobie zakpil”.
Pani Krystyno, serdecznie pozdrawiam. Zycze slonca, nie tylko w Toskanii. M.