Dzien dobry, Pani Krystyno. Serdecznie gratuluje „najciekawszej, najbardziej preznej sceny stolicy”. Tak trzymac!
Mam kilka ciekawych historii rodzinnych w zanadrzu, oto jedna z nich:
Moi dawni sasiedzi ze ‘slepej uliczki’. Australijczycy, wtedy okolo czterdziestki, z czterema dziewczynkami w wieku szkolnym. Pan chorowal na nerki, przez lata dializowal sie w domu, w koncu otrzymal przeszczep. Niestety, nie przyjal sie. Po jakims czasie zona postanowila byc dawca. Wczesniej duzo watpliwosci, bo co bedzie, jesli znowu nastapi odrzut, beda powiklania, maja przeciez corki itd. Zdecydowali sie. Jej nerka tez nie przyjela sie. Po jakims czasie pani zaczela pracowac w firmie swojego meza, gdzie poznala innego pana, w ktorym zakochala sie do szalenstwa. Zostawila meza, corki i zamieszkala z nim poza Melbourne. Ktoregos razu spotkala w sklepie swoja dawna, najblizsza sasiadke ze slepej uliczki. Ze lzami w oczach opowiadala, ze najstarsze corki wyzywaja ja od najgorszych i nie chca z nia rozmawiac. Prosila, zeby sie nimi opiekowac. A potem sama zaczela je odwiedzac z nowonarodzonym synkiem. Ponad rok temu bylo tak: maz ciagle sie dializowal, w wychowaniu corek i prowadzeniu domu pomagala mu z doskoku mama, zona z braciszkiem odwiedzala ich w weekendy.
I jeszcze zdjecia z niedawnych wakacji w Queensland:
Na plantacji ananasow. Ale w tym roku obrodzily!
Figa-dusiciel. Zagniezdza sie na drzewie, zrzuca pedy, ukorzenia sie i dusi.
Wszystkiego dobrego, Pani Krystyno. M.