Droga Pani Krystyno,
Właśnie przeczytałem Pani wpis w "Dzienniku" z 15. września i Pani reakcja na przedstawione zdarzenie w teatrze szczerze zdziwiła mnie. Wręcz zamurowało mnie!
Skąd taka reakcja?
Czy sądzi Pani, że w Teatrze Polonia doszło do cudownego ozdrowienia czy wręcz odwrotnie, że odwiedziło teatr dwoje ( dwie, dwóch?) naciągaczy?
Dla przypomnienia cytat z "Dziennika":
..."Wczoraj w trakcie spektaklu przebiegając między scenami przez foyer naszego teatru, zobaczyłam dwa puste wózki inwalidzkie, zdumiona spytałam dyżurującego gdzie są te osoby...usłyszałam taką odpowiedz: Ktoś kupując bilety dla tych ludzi nie uprzedził nas że będą te dwie osoby na wózkach, przyjechali bardzo późno, tuż przed spektaklem, na nasze miejsca dla wózków inwalidzkich na sali były już postawione zwykłe krzesła, powiedzieliśmy że możemy wwieźć wózki tylko na miejsce bardzo z boku, przy drzwiach, wtedy te osoby wstały i poszły na salę. Zamurowało mnie."...
To nie jest nic nadzwyczajnego, że osoba korzystająca z wózka inwalidzkiego jest w stanie wykonać samodzielnie kilka kroków. Dłuższy dystans jest już niemożliwy dla niej do pokonania lecz krótki odcinek, w łatwym terenie, często przy pomocy innej osoby lub choćby korzystając z oparć krzeseł na sali jest jeszcze w zasięgu chorego. Tylko cieszyć się! To nie powinno dziwić. To nie powinno dziwić Pani w szczególności - osoby o takiej wrażliwości.
Niestety sytuacja osób niepełnosprawnych ciągle jeszcze spotyka się ze zdziwieniem i/lub niezrozumieniem w naszej rzeczywistości.
Z wyrazami szacunku i serdecznymi pozdrowieniami
Adam Ciesielski
[/list]