5 lat temu sie zakochałam. Od pierwszego wejrzenia. I miała Pani w tym niemały udział, choć zupełnie nieświadomy. Padał wtedy jasny śnieg, a ja głośno sie śmiałam. 2001 rok - najpiękniejsza zima mego życia. Zakochałam się do szaleństwa i przekraczałam wszelkie granice. Nadchodziła wiosna, świat wokół budził się ze snu a wraz z nim budziłam się ja. Miałam wtedy 22 lata i Ktoś obudził we mnie kobietę. 22 lata to zbyt mało jak na tę jedyną prawdziwa w życiu miłość. Na tę miłość ostatnią. To był cudowny rok. Najpiekniejszy w moim życiu. Było w nim wszystko - szaleństwo, namiętność i szczęście przeplatały się z tęsknotą i bólem. Lotnisko było dla mnie źródłem radości, bo dawało mi tę Ukochana Osobę, by zaraz potem przytłoczyć cierpieniem rozstania. Nienawidziłam je i kochałam falami. Nigdy nie zapomnę tych oczu. Były przepełnione miłością po brzegi. Po raz pierwszy w życiu czułam się bezpiecznie.Wiedziałam juz czego pragnę. Ułożylam sobie życie do końca. A potem zapadły błedne decyzje i nastał najtrudniejszy rok, rozdarty przeraźliwym cierpieniem. Mój świat runął. Zostałam sama. Przeszłam załamanie nerwowe i byłam o krok od obłędu. Minął kolejny rok a ja postanowiłam zapomnieć. Robiłam to na wszelkie możliwe sposoby, nowe zwiazki, nowe życie. A Ukochana Osoba wciąz uczestniczyla w moim zyciu. Zamieniłam ból w jad. Z pasjami atakowałam, karałam, wyrzucałam swoje żale, raniłam, byłam cyniczna, wredna, podła. Ale przynosiło mi to ulgę. A ta Osoba była tak potwornie wyrozumiała, taka dobra. Nie ułozylam sobie życia. Już nie potrafię, nie chcę.
Dzisiejsza noc spędzona z telefonem w łóżku. Pełna łez. Teraz po tych 5 latach wiemy, że to jest własnie TO, że to jest ta miłośc jaka się zdarza raz w życiu, że ona nigdy nie wygasła i nigdy nie zgaśnie. Ale już jest ktoś inny, za kogo ta Osoba jest odpowiedzialna. Można kochać ponad wszystko a jednak nie móc być razem. Ta myśl mi towarzyszyła w drodze do Polonii. Przechodziłam przez Plac Konstytucji i nagle poczułam ostre szarpniecie za szyje. Ktoś tak silnie pociągnął mnie za kurtkę, że oderwał mi kaptur. Wtedy dopiero usłyszałam przeraźliwy odgłos hamowania tramwaju i dzwonek. To byla 4. Nie widziałam jej, nie słyszałam. Ktoś uratował mi życie. To była sekunda. Nie wiem kim był ten człowiek. Gdyby nie On nie byłoby mnie tu teraz. Sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć... już nic nie wiem...
zmęczona o.