Droga Pani Krystyno,
Jest 07:27, a ja nadal jestem w podróży z Warszawy. Gdy wrócę, to lecę na tramwaj do pracy,ale najpierw muszę się Pani do czegoś przyznać - wczoraj obudziłam się w zerowej kondycji fizycznej i psychicznej, marznęłam na przystanku i złorzeczyłam na pochmurne niebo w Warszawie ( naprawdę musialo byc ze mna źle, bo uwielbiam to miasto), ale gdy tylko stanęłam na dworcu, a później zobaczyłam Panią na scenie, to serce zaczęło bić mi z radością i cofałam ze wstydem w myślach wszystkie niepochlebne słowa.
Dziękuję za ten wieczór. Było wszystko. Fenomenalnie. Przyznam, ze jak zaczęła Pani przedstawiać Panów Pani towarzyszących, to przerazilam się, ze to już koniec. Mogłabym tak siedzieć i Pani słuchać w nieskończoność. W roli Krystyny Jandy uwielbiam Panią najbardziej.
Płakałam. Siedziałam w pierwszym rzędzie i łzy laly się po policzkach strumieniami. Widziałam, ze i Pani kilka razy się wzruszyła w tym samym momencie. Śmiałam się, płakałam.... chyba tylko Pani potrafi wywoływać w tak krótkim czasie tyle stanów emocjonalnych. Dziękuję. Było pięknie, jeszcze długo ukochane melodie będą grały mi w sercu. Aż do " Białej bluzki" ,której trochę się obawiam - po porzednim spektaklu rzuciłam studia i wiele zmieniłam w swoim życiu. Teraz stoję na zakręcie i nie wiem, w którą stronę pójdę po tym,co zobaczę w lutym...
Kłaniam się Pani tak samo jak ten Pan, o którym Pani opowiadała i jestem ciekawa, jak poradził sobie w kuchni Pan Żak...?
Życzę Pani wszystkiego, wszystkiego najlepszego. Jak zawsze.
Tulę
~ Monika Babińska