Aż chciałoby się zacząć od zwyczajowego co u Pani słychać? Jednakże po krótkim zastanowieniu uznałam to za niezbyt może taktowne pytanie.W końcu jednak i tak padło więc niech już zostanie, z góry przepraszam za zbyt dużą (może?)poufałość. Przechodząc do sedna listu tym razem zawrzeć chciałam słów kilka o środowym koncercie p.Grzegorza Turnaua. Tak najkrócej mówiąc było po prostu fantastycznie, ale że ja nie umiem i nie chcę mówić krótko w rozwinięciu powiem że było to moje kolejne małe zwycięstwo. Zwycięstwo nad tą moją piekielną chorobą. Ostatnie dni przedstawiały się dość dramatycznie, na tyle dramatycznie,że w konsekwencji musiałam sama lecieć samolotem z Londynu do Warszawy, po nieprzespanej nocy ,w momencie gdy bolało mnie już dosłownie wszystko. Do tego doszedł jeszcze stres związany z samotnym lotem, co w przypadku osoby niepełnosprawnej a takową jestem, wcale nie było takie bezpodstawne. Jednak z pomocą dobrych ludzi, zarówno tych z obsługi lotniska jednego i drugiego, jak i zupełnie nieznajomych pasażerów samolotu dotarłam jakoś mimo wszystko szczęśliwie do Warszawy. Potem niespełna dwie godziny drogi samochodem i znów u siebie.Wiem, że to banalne co teraz powiem,ale trudno to jest jednak niezwykłe,że jescze tego samego dnia rano byłam w Londynie, dwie godzinki lotu i już z powrotem.No w każdym razie w domu było oczywiście troszkę lepiej, ale nie tak znowu za bardzo i żeby się człowiek zbyt nie ucieszył.Jednak ja w życiu bywam nieodpowiedzialną wariatką i jak tylko zobaczyłam informację o planowanym koncercie, który miał się odbyć za tydzień to nie namyślając się długo taka ledwo żywa, wprost z łóżka zarezerwowałam bilety.Nie będę teraz tu się rozwodzić na temat mojego stanu w trakcie tego tygodnia między rezerwacją a koncertem, ale jak wielka była moja radość, gdy 18 maja jednak znalazłam się nie gdzie indziej a w ukochanym moim Och-teatrze oczywiście







Pozdrawiam serdecznie i przesyłam uściski
Ewa Sobkowicz