dopiero teraz wybraliśmy się do Warszawy na ten spektakl, Magda, moja żona, serbistka i kroatystka, znająca książkę, która stała się podstawą spektaklu i ja, niewiele wiedzący o tekście, choć dzięki Magdzie śledzący wojenne wydarzenia w byłej Jugosławii (a z własnych naukowych zainteresowań zajmujący się innym trudnym regionem - Afryką Południową; oboje uważamy, że po ojczystej Polsce mocno można się związać tylko z trudnymi krajami, gdzie historia zawsze wali obuchem, wciąż jest niezrozumiała, wciąż do zrozumienia jako stałe wyzwanie )
przyszliśmy wcześniej
zajęliśmy miejsca
zaczęliśmy rozmowę z kuzynką i jej mężem, z którymi byliśmy umówieni
minęło pół godziny oczekiwania
gasną światła, zapada cisza
aktorka wchodzi...
coś szczególnego było w tym wejściu i wyciszeniu, w oczekiwaniu dramatu, traumy...
niczym klamra cały spektakl spina końcowe wyciszenie i mrok
i jej skromne ukłony
kiedy przy drugim wyjściu aktorki, bijąc brawo, wstaliśmy z miejsc, pojawił się na jej ustach tylko lekki uśmiech, który odebrałem jako podziękowanie szczególnego rodzaju
coś było osobistego w tym spektaklu
w Pani
we mnie
coś osobistego, co całkowicie wypełniało profesjonalną ramę gry
i sięgało poza nią, dotykając i jakoś raniąc wielu z nas
szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy ostatni raz przeżywałem w teatrze takie wzruszenia
a może "doznania" - to może lepsze słowo
bardzo Pani dziękuję
bardzo
JK