Nie wiem, dlaczego ośmielam się zaśmiecać Pani życie swoimi wynurzeniami. Znam Panią z telewizji, książki, wywiadów, felietonów, znam Panią stąd. Raz widziałam na żywo. Krótko. Na ulicy, w moim mieście. Obejrzałam się – a Pani nie. Bo niby dlaczego. Posiada Pani blask. I taki wiatr wokół siebie, który zaczepia innych i karze się obejrzeć. To było bardzo dawno.
Ostatnio była Pani w moim mieście, ale o smutna rzeczywistości, nie stać mnie na wypad do teatru. Dzieciaki potrzebują buty na wiosnę. Ale banał. Wiem. Podjechałam pod gmach. Chciałam Panią zobaczyć. Sprawdzić czy nadal trzeba się obejrzeć. Zobaczyć czy ten sam wiatr rozwiewa Pani włosy, a mnie zaprząta. Każdy musi się w życiu podeprzeć. Tak już jest.
Jak tracę grunt pod nogami, podglądam Panią. Czasami jestem wściekła za niektóre słowa, powiedziałabym to inaczej. Zrobiłabym to inaczej. Dlatego nie może być nas dwóch takich samych. A bardzo bym chciała, jak jasna cholera! Być jak Pani. Pewnie Pani pomyśli, co ja wiem…. Co ja mogę wiedzieć…Ale zazdroszczę dotknięcia emocji, wrażeń, które mi nie będą dane.Mam też swoje. Dziecko maltretowane, kobieta porzucona, wyniszczona. Ale pewnych spraw nie można nazwać po imieniu, nie można ich pokazać. Można je przerobić, a potem oddać… Jakbym wyszła na scenę, grając dramatyczną rolę, myślałabym o całym złu, jakie mnie spotkało. Zagrałabym przejmująco i wiarygodnie, mimo zupełnie innego rodzaju przeżywanego bólu…Wiem, to nie tak.
No więc stałam pod tym teatrem jak kretynka. Chyba potrzebowałam tej chwili dla siebie.I za nią dziękuję. Bo gdyby Pani nie przyjechała, nie znalazłabym jej. Dla siebie.
Jeszcze raz przepraszam. Za śmiałość.
Z serdecznościami.
M.