Witam,
jest w Godzinach taki uporczywy wątek (nie wiem, czy przewodni, kino postrzegam bardzo subiektywnie): tak Virginia Woolf, jak i Laura Brown oraz Clarissa Vaughn są nieszczęśliwe, ale każdej inni powtarzają, że znają prawdę o ich życiu, że byliby zaiste szczęśliwymi ludźmi gdyby żyli tak jak one, albo w innym miejscu, że ich życie jest trywialne.
ja mam w głowie myśl podobnie uporczywą - gdzie my tak naprawdę jesteśmy, gdzie jest to jądro, soczewka, w której skupia się nasze istnienie, jego kolor, zapach, smak. W którym momencie nasze życie jest obrazem rzuconym przez pryzmat tej soczewki. uporczywa i męcząca myśl...
Śniło mi się jakiś czas temu - i podzielę się tym snem nieco zuchwale - piliśmy, nie wiem czy tu we Wrocławiu, czy u Pani w Warszawie - kawę z mlekiem kokosowym. W jednym z postów pisała Pani, że pije raczej dobrą herbatę. A moja "Janda" pije kawę z mlekiem kokosowym i już! Przewrotność for internetowych... A ze snami nie dyskutuję, jedyne miejsce którego nie mogę skontrolować to moja podświadomość, a do tego przez ostatnie lata za dużo Freuda mi do głowy nakładziono.
Wyjątkowo zimny maj, Pani Krystyno. A mnie tak do życia słońce potrzebne! Pozostaje mi w tym roku albo solarium, albo emigracja do innej strefy klimatycznej (a poważnie, fototerapia to podobno niezły wynalazek)
mimo wszystko pozdrawiam ciepło!
Piotr.
PS.
Meryl Streep dzierży u mnie palmę pierwszeństwa w kategorii 'aktorka zagraniczna'.
Rzecz jasna, polska palma w Pani dłoni (nomen omen, między innymi z powodu Przesłuchania, o którym ostatnio była mowa na forum). I tylko Maja Komorowska (genialna w Cwale u Zanussiego!) jest w stanie iść z Panią w konkury. Potem długo, długo nikt!