Jeszcze raz ja... teraz w kontekscie "zapiska" z Dziennika. Zazwyczaj jest mi wstyd w odwrotną stronę, tzn. za rodaków, którzy tutaj często prezentują totalny brak kultury, uciekają się do różnego rodzaju nadużyć i nieuczciwości, a na dodatek, wydaje im się, że jest to "przedsiębiorczość", choć w rzeczywistości to zwyczajne oszustwa. Po tym jednak, co przeczytałam w Pani dzienniku apropo przedstawienia "Listy miłosne" zrobiło mi się też trochę wstyd za Irlandczyków, bo w końcu jestem też częścią tej społeczności. Niestety, tutaj taka bylejakość jest na porządku dziennym, a co gorsze traktuje się ją jak coś normalnego i kwituje stwierdzeniem: "No problem, don't worry!" Jak się mogła Pani sama przekonać jest dopuszczalna także w teatrze. Mam jednak nadzieje, że spędziła Pani tu także kilka miłych chwil. Mimo wszystko Dublin ma kilka uroczych miejsc i sporo miłych ludzi.
Pozdrawiam serdecznie z mojego "tymczasowego" miejsca na Ziemi.
Elżbieta
P.S. Moja ekscytacja na Pani widok, była naprawdę ogromna:-)