Pani Krystyno...
tak się zastanawiam jak opisać wczorajszą "Małą", jak oddać emocje, które Pani we mnie wywołała i nie za bardzo znajduję słowa... Czułam się absolutnie wbita w fotel, a jedyne na co było mnie stać na spotkaniu po, to zapadnięcie się w fotelu jeszcze głębiej, przykrycie swetrem i przysłuchiwanie.
Nie dziwię się, że czuje się Pani jak przejechana przez tramwaj... Nie łatwo słuchać o chorobie i umieraniu, a co dopiero stawać się taką chorą i umierającą na cały wieczór... filtrować to przez ciało i umysł...
A tak z obserwacji warsztatowych (zawsze tak mam, że najpierw daję się porwać emocjom, a potem staram się analizować jak Pani gra, bo tak jak już kiedyś pisałam, jest to zjawisko absolutnie fas-cy-nu-ją-ce) - bardzo podobało mi się to, że wczoraj (na drugim spektaklu) rozhuśtała Pani emocje publiczności. Wcześniej byłam na 2 "Małych" z czego jedna była bardzo mroczna, druga lżejsza, ale obie poprowadzone na dość jednolitym tonie. Tymczasem wczoraj obok elementów trudnych, poważnych były lżejsze, weselsze. Niesamowite wrażenie...
Pozdrawiam serdecznie, życząc szybkiej regeneracji duchowej!